Gdy dzień trwa krótko łatwo o doła, dlatego zwłaszcza w tym okresie powinniśmy dbać o psychiczną odskocznię. Taką są bez wątpienia książki o romantycznej miłości adresowane do kobiet. Większość z nich (książek nie kobiet, oczywiście) to potworne gnioty pisane strasznym językiem i bez cienia humoru. Są jednak w tej kategorii perełki i ta do nich należy. Wybitna prawniczka, które ma wielki sukces życiowy na wyciągnięcie ręki, popełnia drobny, ale monstrualny w skutkach błąd. Przerażona ucieka, dosłownie, zostawiając Londyn, kancelarię i całe swoje życie. Trafia na prowincję, gdzie przez przypadek zostaje zatrudniona jako pomoc domowa. Tu zaczyna się seria jeszcze większych katastrof, bo jaką pomocą może być osoba, która musi poskromić czajnik, by go użyć, a pralki nigdy w swoim życiu nie widziała z bliska. Naturalnie każdy, kto ma za sobą lekturę przynajmniej jednej powieści w tej kategorii, wie, co zdarzy się dalej, ale to wcale nie jest zarzut. Są książki, od których oczekujemy konkretnego rodzaju wzruszeń. Chcemy tylko, by opowieść brzmiała harmonijnie, by było zabawnie i pi razy oko prawdziwie, i żeby na koniec ten przystojniak znalazł drogę do jej serca. Ta książka jest naprawdę udana i polecam ją nie tylko paniom. Panom głównie dlatego, że duża ich część może poczuć wspólnotę z główną bohaterką – poskramiaczką sprzętów domowych. A w jej sytuacji poradziliby sobie o wiele głupiej i gorzej. Panowie, nie dajmy się zawstydzić „uciekającej pani mecenas”.