Dopiero gdy zanurzam się w prozie Steinbecka, dobitnie uświadamiam sobie, jak wielka przepaść intelektualna dzieli współczesnych niby-pisarzy od prawdziwych mistrzów, którzy nie nie tylko umieli pisać, ale mieli przemyślenia warte zapisania. „Krótkie panowanie Pepina IV” to dość krótka historyjka o tym, jak we Francji w 19.. roku zajadle walczące ze sobą partie polityczne uświadamiają sobie, że jedyną drogą, która umożliwi im dalsze funkcjonowanie jest restytucja monarchii. Aby dać Państwu przedsmak zajadłości walk politycznych wymienię uchwalające monarchię stronnictwa: konserwatywni radykałowie, radykalni konserwatyści, rojaliści, centroprawicowcy, centrolewicowcy, chrześcijańscy ateiści, chrześcijańscy chrześcijanie, protokomuniści, neokomuniści, socjaliści i komuniści, którzy dzielili się na stalinistów, trockistów, chruszczowników i bułganistów. O tym, że powołany na tron Pepin IV nie panował długo wynika już z samego tytułu książki, ale naprawdę warto poznać losy jego przejściowej królewskości, która ewoluowała od niewiary, że to dzieje się naprawdę, przez oswajanie z rzeczywistością i poczucie, że król może zrobić coś dobrego, aż po decyzję, że rzeczywiście COŚ zrobić powinien. Steinbeck mistrzowsko operuje groteską, ironią i inteligentnym humorem, a nade wszystko trafnie czyta i opisuje politykę. W jego wersji to nie król, ale politycy są nadzy, a w społeczeństwie brakuje dzieci, które by ten fakt publicznie odkryły.