Kiedy ktoś wylansuje modę na pewien typ książki, pojawiają się kontynuatorzy i udoskonalacze – epigoni. Wcale nie znaczy to, że ich książki nie bywają lepsze niż inspirujący oryginał.
Mamy tu do czynienia z takim właśnie przypadkiem. „Stół króla Salomona” to powieść utrzymana w konwencji „Kodu da Vinci” Dana Brauna, tylko znacznie rozsądniej napisana. Tirso Alfaro – młody doktorant historii sztuki to typowy antybohater. Nie ma siły przebicia ani żadnych specjalnych umiejętności. Życie raczej go nie rozpieszcza, zawodowo zawędrował do nudnego, zakurzonego i sztywnego muzeum, gdzie wykonuje mechaniczne prace, naukowo także nie bardzo mu się wiedzie. O dziewczynach lepiej nie wspominać. Kiedy po biurokratycznej mordędze dociera do chwili, gdy wreszcie może dotknąć – jedynie w białych rękawiczkach – eksponatu, o którym ma pisać doktorską rozprawę, staje się świadkiem rabunku. Zostaje wciągnięty w wir niespodziewanych wydarzeń, z których nikt, a najmniej on sam, nie wierzy, że uda się ujść z życiem. Na tropie tytułowego stołu króla Salomona Tirso odkrywa swoje prawdziwe oblicze oraz zrywa maski z niektórych, otaczających go twarzy.
Z radością przyjąłem wiadomość, że to pierwszy tom historii Poszukiwaczy. Czekam na następne i mam jeszcze gorącą prośbę do naszych służb specjalnych, by przeczytały tę książkę i zorganizowały w Polsce taką organizację, jak opisał autor. Trzymam kciuki.