Kiedy miesza się zbyt wiele alkoholi o zróżnicowanym woltażu podczas jednej biesiady, skutki są łatwe do przewidzenia. Nikt jednak nie powiedział, że gdy zmiesza się w jednej książce wiele tematów różnego kalibru, osiągnie się podobny wynik. Czy można więc jednocześnie napisać książkę kucharską, książkę o piciu i kacu oraz książkę o literaturze i historii? Można, bo dwójce Węgrów się udało. Otrzymaliśmy ciekawy, erudycyjny konglomerat, który dobrze jest kosztować po trochu. Autorzy podjęli się stworzenia nowej dziedziny nauki zwanej kacologią. Brną przez wieki ludzkich dokonań, wyszukując największych opojów, najlepsze popijawy i najoryginalniejsze przepisy idealne na kaca. Przyjemnie jest wędrować od Sokratesa, który ponoć nigdy się nie upijał, mimo że pił równo z innymi, przez Moskwę w chwili, gdy odwiedza ją Bułhakowski Woland, aż po pijackie perypetie Hrabala i Bukowsky’ego. Jak to przy piciu – trzeba być gotowym na różne nieprzyjemne obrazki, niesmaczne żarty, łatwe, bo pijane kobiety i nieprzystojnie zachowujących się panów. Z przyjemnością przyznaję, że nigdy nie czytałem tak ciekawie napisanych przepisów. Rzecz jasna nie chodzi mi o samą ich zawartość merytoryczną, bo na tym się nie znam, ale o styl pełen angdot, smaczków i żarcików. Żałuję tylko, że tak mało w tej książce jest odniesień do średniowiecza – to trochę tak, jakby ludzkość przez blisko tysiąc lat trwała w trzeźwości!