Świat się kończy, będę zachwalał film. Dla usprawiedliwia dodam, że postaram się ograniczyć jedynie do porównań z książką, a warto to zrobić, bo różnice są kolosalne. Pozornie film i książka opowiadają tę samą historię, ale rozłożenie akcentów oraz morał, jaki z nich wypływa – zupełnie różne i to na korzyść filmu. By nie zdradzić zakończenia ani przebiegu akcji, powiem ogólnie, że najważniejszym wątkiem „Inferna” jest pomysł pewnego miliardera, który doszedł do wniosku, że nasza planeta jest przepełniona i stworzył biologiczną bombę. W wyniku jej działania ludzka populacja zredukuje się liczbowo i zostanie przywrócona równowaga na Ziemi. Profesor Langdon – znany z wcześniejszych książek Browna, z których najsłynniejszy stał się „Kod Leonarda Da Vinci”, ma szansę odnaleźć bombę i zapobiec zagładzie. W filmie nie mamy ani przez chwilę wątpliwości, że miliarder jest szalony i to, co zamierza zrobić, jest po prostu aktem terroru. Tymczasem autor książki ma co do tego poważne wątpliwości i na koniec zmusza czytelników, by poczuli bliskość ze sposobem myślenia masowego mordercy – rzekomego zbawiciela ludzkości. Dziękuję, ale z tego pociągu wysiadam na przystanku przyzwoitość i zachęcam, by Państwo raczej udali się na film (piękna Florencja, doskonała postać hinduskiego Zarządcy).
I jeszcze jeden kamyczek do ogródka Browna: zagubił gdzieś umiejętność ciekawego opowiadania o historii i wkleił (brzmiące jak w Wikipedii) encyklopedyczne notki o zabytkach, co uczyniło książkę po prostu nudną.
Dan Brown – Inferno
Subscribe
0 komentarzy
Oldest