Dotąd pisał Pan powieści szpiegowsko-sensacyjne, a teraz postawił Pan na kryminał szpiegowski, dlaczego?
Po napisaniu pierwszych trzech thrillerów polityczno-szpiegowskich poczułem, że pragnę czegoś nowego i dlatego czwartą częścią, „Niepokornymi”, definitywnie zamknąłem serię. Potrzebowałem zastrzyku świeżości, by nie znudziła mi się praca pisarza. Wiedziałem, że mam jeszcze sporo do powiedzenia, ale też zdawałem sobie sprawę, że nie sprawi mi frajdy używanie do tego wciąż tych samych narzędzi. Myślę, że czytelnicy to docenią – pozostaję w sferze tego, co lubią, a więc opisuję nadal świat szpiegów, ale jednocześnie serwuję to w innej, choć, mam nadzieję, równie atrakcyjnej formie. Książki nazywane są duchową strawą, i – podobnie jak w przypadku strawy dla ciała – obowiązuje tu ta sama zasada zróżnicowanego menu. Kto lubi jeść ciągle to samo? Można uwielbiać owoce morza, ale warto zadbać o to, by podawano je z różnymi sosami i dodatkami. Można lubić thrillery Severskiego, ale w połączeniu z kryminałem będą smakować, mam nadzieję, jeszcze lepiej.
Czy z nowej książki dowiemy się czegoś nowego o pracy agenta?
Mam wrażenie, że wszyscy wiedzą już wszystko o pracy szpiegów. Z książek, nie tylko moich, z filmów czy seriali. W każdym razie wiedzą wszystko to, co autorom wolno z pracy agentów ujawnić. „Zamęt” pokaże jednak tę pracę od nieco innej strony. Zobaczymy tu nie tylko zakulisowe i niebezpieczne rozgrywki z polityką i biznesem w tle, ale także – poprzez zderzenie tego świata z realiami świata kryminalnego – sposoby działania agentów w sytuacji, gdy dochodzi do zabójstwa i trzeba przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, kto i dlaczego się tego dopuścił.
Gdzie szukał Pan inspiracji do „Zamętu”? Rozmawiał Pan z kolegami agentami? Czytał zagraniczną prasę? Podróżował? Oglądał Netflixa? A może to wciąż Pana doświadczenia ze służby?
Przede wszystkim czerpię z mojego zawodowego doświadczenia. To gleba, z której wszystko wrasta. Nie opisuję autentycznych spraw, bo tego nie wolno robić, ale mam w głowie do dyspozycji cały arsenał szpiegowskich procedur, zachowań i towarzyszących mi w tamtej pracy emocji. Cały czas jednak chłonę wszystko to, co podsuwa codzienność. Czytam prasę – polską i zagraniczną, przeglądam portale, oglądam filmy dokumentalne i doniesienia serwisów informacyjnych. Żyjemy w ciekawych, choć jednocześnie niebezpiecznych czasach, które mnie jako byłego oficera wywiadu zmuszają do tego, by je dogłębnie analizować, szukać powiązań, stworzyć sobie szerszy obraz zdarzeń. To pomaga przy pisaniu, bo pozwala wybrać z informacyjnego chaosu to, co w danej chwili jest naprawdę ważne.
Jak wyglądał Pana zwykły dzień pracy nad „Zamętem”?
Z jednej strony pracowałem nad „Zamętem” dokładnie tak samo jak nad wcześniejszymi powieściami – wstawałem rano, zaparzałem wielki kubek kawy z ciśnieniowego ekspresu, koniecznie z mlekiem, i pisałem mniej więcej do południa. Z drugiej strony najnowsza książka – w przeciwieństwie do wcześniejszych, które po prostu miałem w głowie – powstawała według konkretnego, spisanego na papierze planu. Jest jeszcze jednak nowość: pisałem głównie na iPadzie, w pozycji leżącej. Wbrew pozorom praca szpiega w dużym stopniu polega na siedzeniu przy biurku i pisaniu raportów, co przez lata niekorzystnie odbiło się na moim kręgosłupie. Dlatego wolę ten nowy sposób pisania.
Czy pracuje Pan już nad kolejną częścią serii? Kiedy planowana jest jej premiera?
Pracę nad nową książką są mocno zaawansowane. Jej roboczy tytuł to „Odwet” i prawdopodobnie ukaże się jeszcze w tym roku, na jesieni. Niewiele mogę o niej mówić, ale zdradzę, że bohaterom przyjdzie się zmierzyć z zabójstwami dokonywanymi w ich świecie, w środowisku szpiegów.