Chcesz żyć dwa lata dłużej?
Pomyśl, ile możesz zrobić przez dwa lata! W ilu miejscach być, ilu ciekawych ludzi poznać, ilu smakołyków skosztować…
A to wszystko tylko dzięki temu, że będziesz czytać książki. Prof. Becca R. Levy (Yale University) dowodzi, że ludzie czytający książki żyja przeciętnie o dwa lata dłużej niż ci, którzy nic nie czytają i nawet dłużej od tych, którzy czytają tylko gazety. Pani profesor przebadała 3 635 osób w wieku 50+. Podzieliła je na nieczytających, czytających przynajmniej 3,5 godz. tygodniowo i tych, którzy czytają dłużej. Może się to wydać zaskakujące, ale okazało się, że czytający książki żyją przeciętnie dłużej od innych. Nawet o dwa lata!
Przedłuż życie, wejdź na fanbook.store i kup nowości. Szczególnie polecamy książki z nowej serii ARCYDZIEŁA NARODOWE
Artur Urbanowicz
INKUB
Z niechęcią
podszedłem do zlecenia zrecenzowania książki Urbanowicza, bo…
miała 700 stron.
Nie napiszę, ile ma, bo to egzemplarz „Przed
korektą”. Uznałem, że na tylu stronach autor nie uniknie
przynudzania. Wrogów powieści Orzeszkowej i Żeromskiego
uspokajam, że opisów Suwalszczyzny jest jak na lekarstwo, a jestem
na to wyczulony. Musiałem sobie w szkole wypracować metodę
prześlizgiwania się po opisach płynącego Niemna czy puszczy
jodłowej.
Nie czytałem poprzednich powieści Urbanowicza. Z wpisów internetowych wynika, że autor dopisał Suwałki do grona polskich miast, które próbują zafundować sobie serial kryminalny w telewizji publicznej. Chyba prezydent Suwałk cofnął stypendium dla Urbanowicza, bo jedyną pożyteczną informacją o Suwałkach pochodzącą z „Inkuba” jest to, że nie kochają tam Jagiellonii (ale po tę wiedzę nie trzeba jechać do Suwałk).
Początku powieści Urbanowicz pozazdrościł Świst. Młody, zdolny, słabo zarabiający, poświęcony pracy w budżetówce poluje na barowe przygody. Później akcja przenosi się do puszczy (bez opisów) i trudno wytrzymać. Powieść kusi i odrzuca. Tak nie bałem się od 1992 r., gdy czytałem „Miasteczko Salem”. Chociaż wiedziałem, o czym „Miasteczko” jest; wiedziałem od początku, kto sprowadził do miasteczka zło. Wiedziałem, że opanuje je całe, a bohater przeżyje. Przecież teraz jestem 26 lat starszy, a mimo to oglądałem się za siebie, nie chciałem zostawać sam w domu, patrzyłem na domowników, jaki rzucają cień. Na kartach tej powieści panuje groza.
Dlatego lekturę „Inkuba” stanowczo odradzam… wszystkim, którzy nie chcą popaść w depresję lub/i nie lubią się bać.
Bill
Clinton,
James Patterson
GDZIE JEST PREZYDENT
Gdyby Patterson nie umiał pisać, nie byłby jednym z najpopularniejszych i najwięcej zarabiających pisarzy w Stanach Zjednoczonych. Tak więc i ta książka nosi cechy dobrej powieści sensacyjnej. Głównym jej bohaterem jest prezydent USA, który niczym najlepszy superbohater musi zmierzyć się ze złem tego świata, które w naszym nowoczesnym na wskroś świecie musi przyjść z internetu. Stanom grozi kataklizm i zaradzić może mu tylko samotna akcja osłabionego chorobą bohatera. Jako się rzekło, Patterson to mistrz w swoim fachu, więc i tę powieść napisał dobrze. Śledzimy akcję z ciekawością i o to przecież chodzi.
Gdyby taka książka została napisana w Polsce, salon zjechałby ją do dna, bez względu na to, który prezydent byłby jej współautorem. Taka bije z niej duma narodowa, poczucie, że najwyższy urzędnik ma obowiązek dbać przede wszystkim o dobro swoich obywateli, a nie jakichś innych; tyle w niej wzmianek o tym, że warto się modlić. „Doprawdy, takie rzeczy to czysty bogoojczyźniany faszyzm” – powiedzieliby. Ale ponieważ dzieło powstało w Ameryce, a współautorem jest demokrata Bill Clinton, to wszystko jest w najlepszym porządku. Amerykanom wolno być dumnymi z własnego kraju i prezydenta.
Postrzegam tę książkę także jako hagiografię Billa Clintona, dość nieudanego z wielu powodów prezydenta. Dzięki tej publikacji zostanie w pamięci czytelników, którzy w większości nieskorzy są do pamiętania faktów, jako twardziel, bohater wojenny, wysoce moralny urzędnik, wierny mąż i zbawca narodu. Bo przecież niewiele trzeba, by uwierzyć, że powieściowy Jonathan Duncan to tylko lekko podkolorowany Clinton.
Na koniec zostawiam rzecz w tej książce najstraszniejszą, umieszczoną na samym końcu. Proszę się nie obawiać, to jest bez związku z wątkiem sensacyjnym i niczego nie ujawnię. Otóż książkę kończy przemówienie prezydenta Duncana do Kongresu, będące po prostu wykładnią programu politycznego demokratów. Czytamy je, bo w trakcie lektury polubiliśmy dzielnego prezydenta. To doskonały chwyt marketingowy, ale dlatego wnoszę, by na tej książce umieszczać oznaczenie: Zawiera lokowanie produktu.
Jacek Piekara
PŁOMIEŃ I KRZYŻ. Tom 3
To będzie najkrótsza recenzja w moim życiu. W skali 0-10, daję tej książce w dwóch kategoriach 10, a w jednej 9,5. Jakie to kategorie? Jakie Państwo chcą
Józef Hen
BŁAZEN – WIELKI MĄŻ. OPOWIEŚĆ O TADEUSZU BOYU-ŻELEŃSKIM
Józef Hen umie opowiadać i bardzo słusznie nie nazwał swej książki biografią, ale opowieścią. Biografia zobowiązuje do posługiwania się głównie faktami, zaś opowieść może być bliżej spokrewniona z bajką.
Istotnie Tadeusz Żeleński był postacią niezwykłą. Jego tytaniczne dokonania translatorskie są wiekopomne i niepodlegające dyskusji. Gdyby nie Boy – jak sam się nazwał, by szaleć jako satyryk – długo jeszcze klasyka francuska byłaby dla Polaków niedostępna.
Hen skoncentrował się na działalności literackiej Żeleńskiego, analizując dogłębnie budzenie się talentu i wszelkie jego przejawy. Z największym pietyzmem pochylił się nad kunsztem krytyki teatralnej, którą Boy zaczął się zajmować niemalże przez przypadek, w chwili gdy prowadzący tę rubrykę na stałe człowiek wyjechał na dłużej.
Za to ledwo Hen wspomina utwory satyryczne i te, które najbardziej były w społeczeństwie dyskutowane – dotyczące kwestii świadomego macierzyństwa, edukacji seksualnej czy antykoncepcji. Być może uznał je za słabsze literacko i mniej warte zainteresowania. To prawo osoby, która snuje opowieść, że wybiera sobie kwestie, o których chce mówić.
Dziwi za to tok narracji dotyczący osobistego życia Boya. Hen opowiada o intelektualnej fascynacji Przybyszewskim i bynajmniej nieintelektualnej jego żoną Dagny, mówi o małżeństwie z Zosią z „Wesela”, a potem jak gdyby nigdy nic snuje historie o kolejnych mniej bądź bardziej cielesnych romansach pisarza. Relacjonuje, jak to z Fusiem – tak nazywał żonę – chadzał do teatru na każdą premierę, a potem pod wpływem kolejnych kochanek coraz lepiej rozumiał teatr i świat oraz jak to nowe kobiety wznosiły jego wrażliwość na wyższy poziom. Szczyt tej wrażliwości osiągnął ponoć przy Irenie Krzywickiej, ale z żoną na premiery nadal uczęszczał. Dziwi mnie ten całkowity brak choćby szczypty niesmaku i podkreślanie wchodzenia na kolejne poziomy zrozumienia relacji międzyludzkich poprzez rozwiązłość płciową.
Sprawą, która nie dziwi, ale oburza są rozdziały wieńczące książkę, w których Hen opisuje czas II wojny światowej i fakt znalezienia się Żeleńskiego w okupowanym przez Sowietów Lwowie. Aby zdać jasno sprawę z poczynań pisarza w tym okresie, wystarczy powiedzieć, że pisał w najbardziej szmatławym, antypolskim tytule „Czerwony Sztandar”, był w redakcji „Nowych Widnokręgów” – czasopisma Związku Pisarzy Sowieckich, otrzymał i przyjął katedrę literatury na uniwersytecie, jeździł do Moskwy na Kongres Nauki ZSRR, a wreszcie, co najbardziej boli, podpisał 19 listopada 1939 roku oświadczenie polskich pisarzy, witające przyłączenie „Zachodniej Ukrainy do Ukrainy Radzieckiej”. Chciałoby się zakrzyknąć za Zagłobą; „Zdrajco, zdrajco, po trzykroć zdrajco!”, ale Hen nie widzi w tym działaniu nic zdrożnego. Nadal pochyla się nad stylem i treścią recenzji, jakie niezmordowany teatroman publikował w „Czerwonym Sztandarze”. Szczytem bezczelności, bowiem zaprzeczanie faktom to bezczelność, jest stwierdzenie Hena, że przecież Przyboś też pisał dla „Czerwonego Sztandaru” i nikt go z tego nie rozliczał ani nie poczytywał mu za złe, więc dlaczego mielibyśmy krytykować naszego utalentowanego wielbiciela teatru? Moralność to społeczny system normatywny – tak w skrócie mówi definicja. Z opowieści o Tadeuszu Żeleńskim wynika, że Hen uznaje, iż moralność nie dotyczy ludzi wielkich. Ja zaś z opowieści dziadków wysnułem wiedzę, że trzeba bać się tych, którzy dzielą ludzkość na nadludzi i resztę.
Jeffrey Archer
I TAK WYGRASZ
Wychowałem się na „Kainie i Ablu”, „Co do grosza” i „Pierwszym między równymi”. Czytałem je wielokrotnie, próbowano mnie od nich oderwać siłą. Nadszedł 1990 rok, ale pisarstwo Archera zmieniło się niewiele, trzymał wysoki poziom literatury sensacyjnej i zaspokajał moją ciekawość świata Anglo-Sasów. „I tak wygrasz” dostałem do ręki ze znakomitą rekomendacją: „Zabronili wydać jej w Rosji”. Niestety, to za mało, aby wiernego Czytelnika przy sobie utrzymać. Poza wątkiem rosyjskim miałem wrażenie, że wszystkie zwroty akcji już znam z innych powieści. Z prawdziwym bólem serca książki nie polecam.
Alessandro Baricco
MR GWYN
Pierwszą książką tego włoskiego pisarza, którą Państwu polecałem, była tajemnicza i wspaniała „Panna młoda”. Po doświadczeniu poprzedniej lektury, bardzo byłem ciekaw „Mr Gwyna”. Ta powieść opowiada o pewnym pisarzu, który zaznał popularności i nagle, wydawałoby się bez powodu, postanowił zerwać na zawsze z pisarstwem i wcale nie z uwagi na brak natchnienia. Nikt nie chce w tę przemianę uwierzyć, ani jej zaakceptować, a najmniej literacki agent i przyjaciel Jaspera Gwyna. Ten jednak z uporem trwa przy swym postanowieniu, a my wraz z nim zagłębiamy się w mózg pisarza i jego postrzeganie świata. Gwyn postanawia zmienić zawód i zostać…
Tego zdradzić nie mogę, bo słusznie żądaliby Państwo mojej głowy. Ta książka napisana łagodnym, uspokajającym stylem, który znamy z „Panny młodej”, niesie w sobie całą masę tajemnic, które odsłaniane są przed nami z namaszczeniem i śledzimy je z napięciem do ostatniej stronicy. To niby nie jest kryminał, ale by odkryć wszystkie tajemnice Gwyna, musimy doczytać do końca. Ach ci pisarze, jak oni potrafią pięknie zwodzić!
Piotr Rozmus
PIĘTNO MAFII
Nie jest to debiut książkowy Rozmusa, ale ja czytałem go po raz pierwszy. Literacko jest bardzo sprawny, miał dobry pomysł na fabułę. Podziwiam autora za odwagę cywilną i wydawcę także. Obsadzić w roli najczarniejszych charakterów polskich Cyganów – już samo to zasługuję na uwagę. W polskich mediach nie poświęca się uwagi, jak trudno być ich sąsiadem; ja się z tym tematem nie spotkałem. Wydaje mi się, że od przemówienia Geremka o prześladowaniach Romów i Sinti panuje w Polsce zmowa milczenia. Jak to sąsiedztwo przebiega, wiedzą ci, którzy podróżują po polskich górach pieszo.
Moim zdaniem do fabuły nie pasuje wybór kraju głównych zdarzeń. Myślę, że autor kierował się wyrachowaniem i liczył, że w kraju o największej liczbie czytelników (proporcjonalnie do liczby ludności) może liczyć na wydanie zagraniczne. Kibicuję mu w tym gorąco, aby Szwedzi przeczytali o sobie i o tym, co zrobili ze swoim krajem. Autor popisał się taką znajomością życia w tym kraju, że początkowo wierzyłem w jego spokrewnienie z Severskim. Jednak Severski (jak przystało na wychowanka komunizmu) nie mógł się Szwecji nachwalić w przeciwieństwie do ksenofobicznej Polski (polowanie na czarownice). Np. wartościowi pracownicy szwedzkich służb to konglomerat geeków, kobiet i lojalnych imigrantów. Rozmus ten poprawnie politycznie sztafaż odrzucił. Książkę polecam Czytelnikom o mocnych nerwach.
Naomi Novik
WYBRANA
Pomnę dzieciństwa sny niewysłowne, / Baśń lat minionych staje jak żywa, / Bajki czarowne, bajki cudowne / Opowiadała mi niania siwa: / O złotym smoku, śpiącej królewnie, / O tym, jak walczył rycerzy huf, / A gdy kończyła, płakałem rzewnie, / Prosząc: „Nianiusiu, ach, dalej mów!”
Przepraszam Państwa za ten staromodny wstęp, ale ta piosenka chodzi mi po głowie, odkąd poznałem panią Novik (symbolicznie) i jej „Wybraną”. W tej książce – snutej niczym baśń – najważniejsza jest czarownica, a w zasadzie następczyni Baby Jagi, która posługuje się magią pierwotną, ludową, której nie rozumie Smok – arystokrata między czarodziejami. Główna postać – Agnieszka jest typowym bohaterem mimo woli; to nie ona miała zostać wybrana przez Smoka i Smok także nie jest z niej zadowolony. Nic jednak nie mogą zrobić, bowiem im dwojgu przychodzi zmierzyć się ze strasznym Borem, który atakuje królestwo. Warto zwrócić uwagę na fakt, że państwo, w którym mieszka Agnieszka, nazywa się Polnia, a ta graniczy z Rusją. Oba kraje toczą ze sobą wieczną wojnę.
Ta opowieść niesie ze sobą tyle baśniowych, pięknych elementów, że aż zapiera dech. Nie zamierzam zdradzać Państwu ani krzty więcej, bo odbiorę przyjemność czytania.
Oczywiście jak każda baśń to jest historia dla młodych i starych, a każdego zachwyci na swój sposób. Ja w każdym razie nie poprzestanę na jednej książce tej autorki. Bardzo się cieszę na tę literacką przygodę.