Brawurowo debiutował space operą „Głębia”. Dziś MARCIN PODLEWSKI debiutuje znów – tym razem jako autor fantasy i zachęca, byśmy otworzyli „Księgę zepsucia”.
Gdy ostatnim razem rozmawialiśmy, ukazał się właśnie ostatni tom „Głębi”. Jak dziś, z lekkim czasowym dystansem, oceniasz lata poświęcone Myrtonowi Grunwaldowi et consortes? Co przeważa: satysfakcja? Przerażenie: jak dałem radę napisać to wszystko? A może tęsknota za tym światem?
Na tęsknotę chyba jeszcze nieco za wcześnie. Chociaż napisałem w posłowiu, że opuszczam już pokład skokowca, to nadal jestem jeszcze na trapie. Doglądam gasnących komputerów, pilnuję rozładowania rdzenia… To były cztery tomy, każdy po około milion znaków. Wciąż jest to dla mnie więc nieco świeże i chociaż rzeczywiście łapię się czasem za głowę, jak to w ogóle udało się skończyć, to takie zadziwienie zaczyna się z wolna konserwować jak dobrze wyleżakowana, migdałowa whisky. Będę mógł ją sobie zatem smakować, gdy złapie mnie ochota na nostalgicznego drinka 🙂
Mówiłeś wtedy, że marzy Ci się napisanie powieści fantasy. Czy „Księga Zepsucia” to właśnie realizacja tego marzenia?
W sumie – tak. Jest we mnie taka potrzeba, by wziąć solidny gryz co bardziej krwistych gatunków literackich – a zatem i fantasy. Oczywiście nieco eksplorowałem już sobie w opowiadaniach, ale to były krótkie wizyty. Teraz przypomina to raczej wędrówkę Bilba: powoli wychodzę za próg, nie wiedząc, co mnie czeka za progiem.
Ponieważ czytelnicy nie wiedzą, czego mogą się spodziewać po Tobie jako autorze fantasy, zdradź, ile możesz, na co mamy się przygotować?
Na pewno nie na „Głębię” przerzuconą w realia fantasy. Można byłoby to zrobić – stworzyć pewien szkielet fabuły, będący odpowiednikiem serii o Wypalonej Galaktyce. Taka myśl mnie kusiła, bo w sumie mam przecież podobne narzędzia i system takiego, a nie innego konstruowania powieści. Potrzebowałem jednak odpocząć od takiego systemu. „Księga Zepsucia” zaczyna się zatem dość kameralnie , choć tak zaczynał się i „Skokowiec”… ale na tym podobieństwa się kończą. Tam była opowieść o pewnych grupach ludzi, a pierwszy tom „Księgi…” to raczej opowieść o konkretnym bohaterze. Przynajmniej na razie. To także pewne rozważanie na temat świata skażonego przez Zło.
Dlaczego zdecydowałeś się na świat, w którym rządzi zło?
Bo to ciekawe. Temat złego świata interesował mnie od dawna. Napisałem co nieco w podobnym klimacie w opowiadaniu „Edmund po drugiej stronie lustra”, ale wtedy nie był to świat fantasy. Coś jednak we mnie wtedy pozostało i zakiełkowało. Próbowałem zanalizować kwestię samego zła w fantastyce, choćby na spotkaniach „Naukowo o fantastyce”, zainicjowanych przez redaktora i tłumacza Krzysztofa Sokołowskiego. Zacząłem się też zastanawiać, co mogłoby się stać ze światami, które kiedyś kochaliśmy, gdyby w książkach o nich traktujących nie było happy endu. Tu wygrywa zatem Voldemort, a Sauron panuje nad Śródziemiem. To jest, cóż, frapujące. Jak wyglądałby taki świat i jego bohaterowie? I czy taki świat byłby w ogóle możliwy?
Kim jest Twój główny bohater? To postać, którą będziemy kochać czy nienawidzić?
To postać złamana przez zło, zniszczona wskutek trudnej do wyobrażenia utraty. Jest to także postać, która odczuwa nadal gniew – jeden z etapów żałoby. Naszemu bohaterowi wydaje się, że doświadczenie zła sprawiło, iż pojmuje, czym zło jest naprawdę. Znajdzie się jednak w takiej sytuacji, w którym będzie musiał przewartościować swoje wyobrażenie na temat zła jako takiego. Trudno zatem powiedzieć, czy będzie się tą postać kochać, czy nienawidzić – w końcu to dopiero początek jej wędrówki i nie wiadomo, jak ta wędrówka się skończy.
Skoro Twój debiut okazał się czteroksięgiem, to czy „Księga Zepsucia” też będzie miała kontynuację? A może w głowie świta Ci jakiś całkiem inny pomysł?
„Księga Zepsucia” to tom pierwszy. Na tym etapie trudno jeszcze powiedzieć, ile tomów będzie miał cykl. Może tylko dwa. Może trzy. A może siedem. To zależy nie tylko ode mnie, ale i odbioru książki przez Czytelników. Historia jest już bowiem przeze mnie obmyślona i wiem, jaki jest jej koniec – ale do tego końca prowadzi wiele dróg. Tak samo jak w przypadku Bilba i jego wędrówki.
Rozmawiała Magdalena Mądrzak