Pewnie Państwo wiedzą, że tylko kilku SB-ekom nie grozi życie w biedzie za 2 tys. zł. Należy do nich autor książki, który mimo majątku zbitego na literaturze, gdzie tylko może wbija szpile w pisowców. W „Nielegalnych” to jeszcze zaskakiwało, bo nie wiedzieliśmy, kim jest autor. Po wielu latach (tomach) wiemy już, że autor ma serce po lewej stronie i wiara pioniera nigdy w nim nie wygaśnie, więc powtarzanie szpilek w tomie piątym nie bawi (uznaję ciągłość „Zamętu” z poprzednimi). Zalecam nie zwracać uwagi, autor ma już swoje lata (wiek tetryczny).
Inną sprawą, która nie spodobała mi się w „Zamęcie”, jest kolejna autonomiczna struktura w Agencji Wywiadu. Poprzednio był to Wydział Q, a teraz Sekcja, której nieusuwalny Szef z tylniego siedzenia kieruje Agencją. To myślenie ma pochodzenie z radzieckiej magii, to znaczy gdy był kryzys, należało stworzyć strukturę kolegialną, która zajmie się usuwaniem kryzysu poza strukturami oficjalnymi, coś w rodzaju komitetu do zaopatrzenia wsi w sznurek. Czy naprawdę współczesny polski wywiad tak funkcjonuje, pracują w nim dzielni strażacy?
Po trzecie zgłaszam autora do Rady Muzeum Polin – uczynienie bohaterem powieści Greka żydowskiego pochodzenia zapewni nam przyjaźń izraelską.
Wbrew powyższej wyliczance zachęcam Państwa do lektury. Cenię sobie opisaną przez Severskiego kuchnię wywiadu wyżej niż le Carre’a, bo nie żyjemy już w czasach poczty i maszyny do pisania.
Vincent V. Severski – Zamęt
Subscribe
0 komentarzy
Oldest