Płakałem, jak czytałem. Nie jak Niemiec, co sprzedawał samochód, tylko ze śmiechu. Scena, w której tatuowany właściciel firmy ochroniarskiej zapoznaje się z treścią powieści erotycznej wprawiła mnie w stan, w którym nie byłem w stanie zachowywać się jak cywilizowany człowiek, tylko dosłownie zaśmiewałem się do łez, czego i Państwu życzę. Podobnie zabawnych scen jest w tej powieści niemało.
Akcja zaczyna się spokojnie, wszak jeśli bohaterowie gromadzą się w bibliotece, gdzie są książki i panuje cisza, cóż może się tam zdarzyć? (Oczywiście jeśli znają Państwo bibliotekarkę Matyldę z książek Olgi Rudnickiej, to wiedzą Państwo, że trochę może). Otóż podczas spotkania autorskiego pada trup. Licznie zgromadzona publiczność nic rozsądnego do śledztwa nie jest w stanie wnieść, choć pewna Marianna wyraźnie chce coś ukryć i tym czymś jest nóż oraz specyficzna, związana z książkami fobia.
Główną bohaterką pozytywną i negatywną zarazem jest stara nauczycielka matematyki, która każdego mieszkańca miasteczka zna z imienia i nie ma takiego, który by się jej nie bał. Nawet jej siostrzenica – policjantka niespecjalnie chce chwalić się pokrewieństwem. Ale żeby od ludzi coś wydobyć, nie ma lepszej osoby niż matematyczka. Już ona ma metody, by każdy wyśpiewał jej wszystko, nawet tabliczkę mnożenia wspak.
Grono postaci jak zwykle u Pani Iwony Banach jest liczne i barwne. Urzekł mnie miejscowy mafiozo – bogacz i jego żona, która jest tak reprezentacyjna, że aż cierpią od tego filiżanki. Tak, tak, w kwestii piękna Kicia nie idzie na żadne kompromisy! Rozkoszna jest zakochana w Makaronie Pijawka, a marzące o sławie autorki powieści erotycznej stanowią znakomite dopełnienie karuzeli szaleństwa.
Kiedy się nad tym głębiej zastanowić, to książka o miłości. Takiej na zabój.