Recenzuje Lubomir Baker
To kolejna część serii o Kardasie i Zoi – policjantach łódzkiej policji. Czytam ją jako pierwszą, więc, jak widać, da się tak zacząć.
Kardas to facet po przejściach, walczący o prawo do widywania córki. Zoja zaś to dziewczyna zdecydowanie z przeszłością i, jak wielokrotnie podkreśla autorka, z licznymi demonami, które nigdy nie opuszczają jej na długo. Para ta tkwi w dziwnym niezdecydowaniu, mimo że już raz byli ze sobą. Sytuację niezdecydowania postanawia wykorzystać Bambi – śliczna, ambitna, młoda policjantka, zadurzona w Kardasie i pragnąca zdobyć go dla siebie.
Los sprawia, że ta trójka ma tworzyć zespół do ścigania psychopaty, który w spektakularny sposób morduje celebrytów.
Nieprzypadkowo tak wiele piszę o relacjach miłosnych, a mało o wątku kryminalnym, bo mam wrażenie, że ramy kryminału przede wszystkim wypełniają problemy uczuciowe i życiowe bohaterów. Przyznam, że przy lekturze towarzyszyło mi głównie uczucie zdumienia, wywołanego przez wiele czynników. Zoja, żeby myśleć, musi się fizycznie zmęczyć i zapalić skręta. Siada boso na stole i niczym Pytia prorokuje, jak było. Jak się zatnie, pomaga jej generał ze służb. Kardas – przypominam, że z policji – kryje ją w tym procederze. „Na czynności” zabiera ją pijaną i upaloną. Oboje wkurzają się na Bambi, która próbuje powstrzymać tę patologię. Wprawdzie czyni to z pobudek osobistych, ale jednak racja jest po jej stronie. Czy naprawdę samotny facet po rozwodzie nie poleci na piękną, oddaną mu kobietę, a woli uwikłać się w niepewną sytuację z niestabilną Zoją? Przypuszczam, że wątpię. Czy piękna i ambitna kobieta, która zagięła parol na szefa, oficera policji, chętnie pójdzie na randkę z niemrawym motorniczym? Jak wyżej.
Być może się mylę i takie sprawy są możliwe, jednak jeszcze ich w swoim życiu nie widziałem. Dlatego pozwolę sobie określić tę książkę jako obyczajowy realizm magiczny z wątkiem kryminalnym. Oraz frazą: „Zwarzywszy na to…” (sic!).