Lubomir Baker recenzuje „Kopnij w kalendarz” oraz „Gwóźdź do trumny” Moniki Wawrzyńskiej
Jeśli czarny humor niespecjalnie Państwu leży, proszę nie sięgać po tę książkę. Jeśli potrzebują Państwo rozprawy filozoficznej, uprawianej z uniwersytecką biegłością gmatwania rzeczy prostych, nie polecamy tej powieści ani czytania tej recenzji, bo szkoda czasu.
Jeśli zaś pragną Państwo po prostu się pośmiać z sytuacyjnego zagmatwania, to Monika Wawrzyńska napisała powieści akurat pod to zapotrzebowanie. „Kopnij w kalendarz” to kontynuacja „Gwoździa do trumny”. Bohaterkami obu książek jest trio pań zbliżających się szybko (za szybko) w stronę pięćdziesiątych urodzin oraz ich potomstwo (dorosłe), znajomi, przyjaciele i wrogowie. Panie tworzą towarzyskie i biznesowe kondominium. Jagna prowadzi zakład pogrzebowy, Marta kwiaciarnię, a trzecia z nich, którą bliżej poznamy w kolejnym tomie, ma restaurację.
Panie próbują realizować marzenia (co skutkuje mniejszymi i większymi siniakami), analizować życiorysy pod kątem porażek i sukcesów (wychodzące manko warto opijać w babskim gronie) oraz jakoś przetrwać niespodzianki, jakie niesie życie. W pierwszej z książek poznajemy bliżej kulisy prowadzenia zakładu pogrzebowego i zachcianki klientów. Nigdy nie przypuszczałem, że w tej branży bywa tak rozrywkowo. W drugim tomie mamy okazję zbliżyć się do właścicielki kwiaciarni. Wśród ciętych kwiatów padają cięte riposty i rozgrywają się wydarzenia z natury sentymentalnych oraz karnych. W tej książce dochodzi też do incydentu żeglarskiego – absolutnego komediowego hitu.
Dość celowo wcale nie przybliżam Państwu akcji, bohaterów i ich problemów, bowiem uszczknąłbym część zabawy, a tego by mi Państwo całkiem słusznie nie wybaczyli. Wesołej lektury!