Lubomir Baker recenzuje książkę prof. Marka Hendrykowskiego „Wiwat! Saga wielkopolska”
Jeśli chcieliby Państwo zobaczyć na własne oczy dzieło powstałe z czystej miłości, to polecam serdecznie tę książkę. Blisko tysiąc stron barwnej opowieści o Wielkopolsce. Historia zaczyna się po wojnie francusko-pruskiej 1870 r., a kończy wygranym powstaniem, odzyskaniem niepodległości i założeniem uniwersytetu w Poznaniu oraz chwalebnym udziałem pułków wielkopolskich w walce z bolszewikami.
Saga w założeniu to historia rodzinna, a profesor Hendrykowski założył, że Wielkopolanie to wielka rodzina i o ich losach opowiada. Żeby unaocznić Państwu, z jak rozległą materią mamy do czynienia, pozwolę sobie wymienić na chybił trafił poruszane zagadnienia: Bismarck i jego hassliebe w stosunku do Polaków, urocze wielkopolskie kundelki, kuchnia i trag na Jeżycach, polonizowanie się Niemców, Drzymała i jego perypetie, życie dworku szlacheckiego i podboje miłosne właściciela, losy przywódczyni buntu dzieci we Wrześni, zadłużenie Władysława Zamoyskiego na zakup części Tatr, piłka nożna, gry karciane, pierwsze kroki naukowe Roberta Kocha, a na dodatek Walt Disney (sic) jako szofer i Eberhard Mock z Breslau.
Bohaterowie historyczni mieszają się z wymyślonymi, ale skrojonymi do epoki tak, by do niej pasowali i działali wiarygodnie. Autor nie tylko pokazuje niedocenianą rolę Wielkopolan i ich krainy w historii, ale przywołuje „prawdy”, które koło prawdy nawet nie stały, jak choćby rzekomy fakt, że Józef Piłsudski w ogóle w Wielkopolsce nie był.
Wszystko to napisane niesztampowo, bez patosu i tromtadracji, z widoczną nutą humoru. Wiele stron na przykład poświęcił profesor na wyliczenie wielkopolskich miejscowości o humorystycznych nazwach, byśmy nie myśleli, że Wielkopolanie to nudziarze.
To jest, proszę Państwa, książka na wiele zimowych wieczorów i będą to wieczory spędzone bardzo ciekawie i w najlepszym towarzystwie.