Lubomir Baker recenzuje „Wielką herezję” Michała Jędryki
To jest powieść sensacyjna, której akcja toczy się w świecie koneserów sztuki i wielkich pieniędzy, napisana z niezłym rozmachem i solidnie wykonana.
Wszystko toczy się wokół aukcji jedynego zachowanego – jedynego o którym wiemy, że przetrwał wojenny rabunek – olejnego obrazu Brunona Schulza. Jan Ostoja-Malecki jest właścicielem galerii sztuki, który cieszy się zaufaniem środowiska. On właśnie odzyskuje dla spadkobiercy obraz Schulza i organizuje jego aukcję. „Spotkanie”, bo taki tytuł nosi dzieło, nie przynosi jednak marszandowi spodziewanego prestiżu. Wprost przeciwnie, sprawia, że jego ustabilizowane życie zaczyna się sypać jak domek z kart. Ściga go polska policja i rosyjska mafia, a we wszystko wmieszane są też izraelskie służby, wyczulone na dorobek Żyda z Drohobycza – wszyscy na własną rękę rujnują życie Maleckiemu.
Na kartach powieści poznajemy sekrety kolekcjonerów sztuki, machlojki wielkiego biznesu i twarde reguły rządzące w tym świecie. Doskonałe są elementy satyryczne, prezentujące ludzi o wielkich, świeżo zarobionych pieniądzach, którzy czują potrzebę podrasowania swego wizerunku w otoczeniu sztuki, a czasami po prostu potrzebują odpisów podatkowych. Polska policja wypada niespecjalnie korzystnie, bo jedna fanka gier komputerowych z ostrzegawczym światełkiem w głowie nie czyni wiosny.
Co warte podkreślenia, autor zastrzega oczywiście, że osoby i zdarzenia są wymyślone (choć łatwo rozpoznać pierwowzory), ale wprost pisze, że „przedstawione mechanizmy, techniki i sposoby malwersacji finansowych” mają potwierdzenie w faktach. Jak Państwo widzą, to jest z wielu powodów bardzo interesująca lektura.