Bezczelnie urwał tuż przed tym, jak…
Książka ta „kupiła mnie” hasłem na okładce, które brzmi: „Mają smoki. Będzie ciężko”. Zapragnąłem zanurzyć się w bitewny szał, w którym pospołu z ludźmi walczą też smoki. I teraz żałuję tylko jednego, że znowu dałem się wciągnąć w sagę i stałem się kornym niewolnikiem kolejnej historii, której rozwinięcia będę czekał niecierpliwie.
A sytuacja nie jest wesoła. Demony rosną w siłę, zagarniając kolejne królestwa, a powstrzymać ich mogą tylko magowie bitewni i smoki, a jednych i drugich jest jak na lekarstwo. Co więcej, trapi ich choroba, przyprawiająca o szaleństwo. Królowa Furii próbuje montować koalicję, by przeciwstawić się piekielnej potędze, ale ościenni monarchowie, cóż, są po prostu monarchami. Warto dodać, że królowa jest piękna i nieszczęśliwie zakochana. Zaś główna postać ‒ Falko Danté to typowy słabowity bohater, o którym wiemy, że musi się wydźwignąć z dna, bo to na jego schorowanych barkach będzie spoczywała rozprawa z demonicznym Złem.
To powieść o dość standardowym schemacie, znanym z wielu powieści, ale jest napisana barwnie, krwiście, bohaterowie są wystarczająco niebanalni, byśmy mogli ich polubić albo znienawidzić. Sporo jest arkanów militarnych i wyraźnie widać, że autorowi miecz i wojna nie pierwszyzna. Ale chętnie przyłożyłbym mu czymś ciężkim za to, jak skończył pierwszy tom. Bezczelnie urwał tuż przed tym, jak…
Niech się Państwo sami zdenerwują, nie będę zdradzał.