„Atlas szczęścia” Helen Russell – brytyjskiej dziennikarki, to kompendium wiedzy o tym, jak różne narody próbują osiągnąć szczęście. Nam Autorka opowiada, czy można z jej książki nauczyć się bycia szczęśliwym, czy ona sama doradza ludziom, jak ten stan osiągnąć oraz jakie są najszczęśliwsze kraje świata.
Lektura w sam raz na długie, depresyjne, zimowe wieczory.
Jako dziennikarka zazwyczaj siedzisz po drugiej stronie stołu. Jak się czujesz jako osoba, która odpowiada na pytania?
Rzeczywiście mam ochotę wypytać cię o wiele spraw.
Czujesz się ekspertką od spraw szczęścia po napisaniu tej książki?
Prace nad nią zajęły mi ponad siedem lat, ale im więcej człowiek się na jakiś temat dowiaduje, tym więcej wie, ile jeszcze powinien się dowiedzieć. Więc w kwestii szczęścia wiem sporo, ale nadal temat ten wydaje mi się niezamknięty i wiele mam jeszcze pytań.
Myślisz, że możemy człowiek może się bycia szczęśliwym?
Doświadczamy wszyscy smutnych chwil w życiu, jak rozstania, śmierć, strata bliskich osób wynikająca z wielu powodów, ale możemy w sobie rozwinąć umiejętność rozumienia tego i przetwarzania tych doznań w naszym mózgu, a mózg jest takim wspaniałym organem, w taki sposób, że mimo niedogodności będziemy umieli odnaleźć w życiu poczucie szczęścia. Nie cały czas, oczywiście, będzie nam ono towarzyszyło. Ale będziemy umieli być na nie otwarci.
Kiedy spotykasz kogoś, kto jest smutny lub przybity, to umiesz podejść do niego i powiedzieć na przykład: „Słuchaj, zrób tak, jak Japończycy”?
Tak, właśnie tak! Moi znajomi bardzo często zadają mi pytanie, który kraj, czyli który sposób na osiągnięcie szczęścia, bym im poleciła. I jeśli gdy ktoś smuci się uciekającym życiem czy postępującym wiekiem, zdecydowanie powinien spróbować podejść do tej kwestii jak Japończycy. Rzeczywiście znając różne metody osiągania szczęścia łatwiej odnaleźć wariant, który pasuje do konkretnej sytuacji życiowej.
Czy mylę się, że pewne kraje zachwyciły Cię swoją metodą na szczęście – jak na przykład Kanada, ale pewne, no cóż, nie do końca je rozumiesz czy też akceptujesz – jak na przykład Rosja czy Chiny?
Nie do końca, bo lubię wszystkie z metod. Ale Rosja z pewnością była pewnym wyzwaniem, bo szykując się do opisania konkretnego kraju, starałam się także w domu gotować potrawy z jego kuchni. A nie jestem dobrą kucharką. Mój maż nie był specjalnie zadowolony z rosyjskiego etapu mojej pracy.
Zarówno w Chinach, jak i w Rosji było bardzo trudno znaleźć kwintesencję szczęścia i ją jednoznacznie zdefiniować. To są przecież olbrzymie kraje. Musiałam rozmawiać z wieloma ludźmi, sporo się podowiadywać, żeby dotrzeć do zrozumienia istoty. To, co cenią w Chinach, nie jest specjalnie zrozumiałe w innych krajach, ale udało mi się dostrzec wartość ich podejścia do życia i szczęścia. W Rosji zaś jest sporo konfliktów, ścierających się tendencji, a co więcej wiele powodów, by nie być szczęśliwym, a jednak dostrzegłam tam wielkie staranie, by to przezwyciężyć. Ale masz rację, że nie było mi łatwo dotrzeć do istoty ich sposobu na szczęście, jednak zdecydowanie lubię wszystkie metody.
W pierwszym wydaniu twojej książki Polska nie była wspomniana. Czy odwiedziłaś w międzyczasie nasz kraj, by dopisać ten rozdział?
Kiedy przygotowywałam pierwsze wydanie, starałam się jak mogłam dotrzeć, gdzie się dało, ale przede wszystkim starałam się mieć oczy naokoło głowy, by dostrzegać wokół siebie ludzi z tych krajów i pozyskiwać od nich wiedzę. Akurat do Polski nie musiałam specjalnie jechać, bo dorastałam w polskim otoczeniu. Miałam w szkole mnóstwo kolegów i koleżanek, pochodzących z Polski. Polska diaspora jest rozsiana po całym świecie. Kiedy po ukazaniu się pierwszego wydania książki rozmawiałam z moimi polskimi przyjaciółmi oraz z polskimi czytelnikami, wyrażali potrzebę i zainteresowanie, bym opisała także ich kraj. Więc to zrobiłam.
Piszesz, że naszym mottem jest „jakoś to będzie” oraz że nie wiemy, że to nasze motto. Istotnie,. Było to dla mnie zaskakujące.
Naprawdę?
Powiedziałabym raczej, że Polacy są zadowoleni, kiedy mogą udowodnić, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Naszą dewizą jest raczej: „Co ja tego nie dam rady zrobić? Potrzymaj mi piwo, to ci pokażę”.
To znakomite. Myślę, że Islandczycy są do Was w tym podobni.
Zaskoczyłaś mnie także Brazylią. Byłam niemal pewna, że napiszesz coś o karnawale, tańcu, w każdym razie coś wesołego. A tymczasem opisałaś saudade – pojęcie smutne, melancholijne.
To pojęcie jest dla Brazylijczyków bardzo ważne, kluczowe. Oczywiście, na całym świecie Brazylia jest znana z niesamowitej atmosfery karnawałowej, to wspaniałe, ale trwa chwilę. Natomiast kiedy rozmawiam z Portugalczykami, Brazylijczykami, to oni także mówią o uczuciu zagubienia, samotności. A saudade jest umiejętnością życia z przykrymi, niewesołymi uczuciami i myślami i ich sposobem na radzenie sobie w trudach życia i odnajdywaniu w tym życiu szczęścia.
Czy zdarza się, że czytelnicy, tak ja przed chwilą, spierają się z Tobą, mówiąc, że według nich zupełnie co innego pasuje do ich krajów?
Oczywiście. Ciągle dowiaduję si czegoś nowego, chętnie słucham, jak opisują, co według nich pasuje. Czasem narzekają, że ich kraju wcale nie opisałam. Często wskazują na sprawy tak oczywiste jak na przykład rodzina czy posiadanie przyjaciół jako źródło szczęścia albo picie kawy. Muszę wtedy tłumaczyć, że rodzina oczywiście jest bardzo ważnym elementem społeczeństw, ale prawie o każdym da się to powiedzieć, a ja szukałam spraw wyjątkowych, oryginalnych dla każdego narodu. Ale naprawdę słucham tych wszystkich uwag bardzo uważanie i jestem otwarta na to, by się dowiadywać więcej i uczyć.
Wiem, że Dania ma specjalne miejsce w Twoim sercu. Poświęciłaś temu krajowi dwie książki.
Jedną: „The way of living danishly” [„Życie po duńsku”- MM].
A co z „Gone Viking” [„Nie ma mowy”]?
To książka niekoniecznie o samej Danii, ale w ogóle o Skandynawii.
Jak one powstały?
„Życie po duńsku” było moją pierwszą książką. Mieszkaliśmy z mężem w Londynie. Byłam wtedy wydawcą „Marie Claire”, prowadziłam intensywne zawodowo życie. W pewnej chwili mąż otrzymał propozycję pracy dla Lego w Danii. Kochał Lego od chłopięcych lat. To było spełnienie jego marzeń. W Londynie nawet nie mieliśmy czasu, by mieć dzieci, a słyszeliśmy, że Dania to najszczęśliwszy kraj do życia. Więc się przeprowadziliśmy. Rzeczywiście w Danii żyje się spokojniej, wolniej i szczęśliwiej. Pisałam o tym do brytyjskich gazet, a potem powstała z tego książka. W Danii zaszłam w ciążę, potem jeszcze raz, a moje szczęście było pełne, bo okazało się, że to będą bliźniaki. Tak więc najpierw byłam bezdzietna, a tu nagle miałam i to aż trójkę maluchów. Dania jest świetnym krajem dla dzieci. A poza tym spotkałam tam mnóstwo ludzi z całego świata i co ciekawe, było ich znacznie więcej niż miałabym okazję spotkać w Londynie. Zaczęłam myśleć o pisaniu o szczęściu nie tylko w kontekście Danii, ale też innych krajów.
A „Gone Viking” to powieść. Będąc w ciąży chwilami nie bardzo władałam swoim ciałem i zadałam sobie kiedyś pytanie, jak to robiły kobiety wikingów. Tak powstała historia o współczesnej kobiecie, która stara się żyć jak w czasach wikingów.
Czy umiałabyś wydobyć wspólną cechę wszystkich metod osiągania szczęścia z całego świata? Poza alkoholem oczywiście.
Rodzina i przyjaciele – to jest niezmienne bez względu na szerokość i długość geograficzną. Druga kwestia to spędzanie czasu na zewnątrz, na dworze – oczywiście najbardziej akcentują to Norwegowie, ale ten element występuje prawie wszędzie. Nie chodzi tylko o zdobywanie gór i pagórków, ale o świeże powietrze. Na przykład Japończycy chodzą do lasu. Brazylijczycy, Hindusi, nawet Tajlandczycy podkreślają, że utrzymywanie ciała w ruchu redukuje stres i sprawia, że się odprężamy.
Rozmawiała Magdalena Mądrzak.