1 września 2020 miała miejsce premiera książki Mikołaja Łuczniewskiego „Berlingowcy w Powstaniu Warszawskim. Walki na Pradze i przyczółku czerniakowskim we wrześniu 1944 roku”. Poniżej publikujemy fragment książki.
Berlingowcy i ich skromny udział w Powstaniu Warszawskim wciąż budzą kontrowersje.
Mierząc się z uproszczonymi mitami, autor Mikołaj Łuczniewski opowiada o tragicznych wydarzeniach, jakie miały miejsce w walczącej stolicy we wrześniu 1944 roku.
Czerniaków był wówczas jedyną dzielnicą z dostępem do Wisły zajętą przez powstańców. Zza rzeki miała przyjść wyczekiwana pomoc żołnierzy radzieckich i walczących u ich boku żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego.
Mimo zaciekłych ataków ze strony niemieckiej powstańcom udało się wytrwać na przyczółku do momentu zajęcia warszawskiej Pragi przez oddziały polskie i radzieckie. Jeszcze tego samego dnia na Czerniaków dotarli pierwsi żołnierze 3 Dywizji Piechoty, którzy otrzymali rozkaz wsparcia powstańców w walce z Niemcami. Zdaniem niektórych historyków Stalin, akceptując ten rozkaz, celowo wysłał polskich żołnierzy na pewną śmierć.
Na podstawie materiałów źródłowych i licznych wspomnień autor opisał zarówno sytuację powstańców na początku września 1944 roku, jak też zdobywanie warszawskiej Pragi przez żołnierzy 1 Dywizji Piechoty i walki żołnierzy 3 Dywizji Piechoty na przyczółku czerniakowskim. Równocześnie, jak zaznacza we wstępie, stara się rzucić nowe światło na wydarzenia, które przez ponad 70 lat nie doczekały się rzetelnego omówienia.
Mikołaj Łuczniewski – absolwent Akademii Obrony Narodowej, ukończył także studia z historii i archeologii na Uniwersytecie Warszawskim. Autor szeregu artykułów skupiających się na tematyce Wojska Polskiego na Wschodzie.
Fragment rozdziału 3. Walki na przyczółku czerniakowskim w dniach 16–23 września 1944 r.
Przesłuchiwany przez Niemców powstaniec z Batalionu „Czata 49”, który we wrześniu 1944 r. trafił do niewoli niemieckiej, opisywał żołnierzy 3 Dywizji Piechoty w następujący sposób: „część została zesłana na Syberię i później zaciągnęła się do armii Berlinga, inni – to polscy komuniści z przekonań, ale […] byli też członkowie AK”. Rząd Polski na uchodźstwie również zdawał sobie sprawę z tego, że nie każdy żołnierz 1 Armii WP był komunistą, co znajduje potwierdzenie w materiałach dotyczących formowania Armii Berlinga, powstałych 5 czerwca 1944 r.: „Musieli wybierać albo wstąpienie do wojska jako ratunek przed głodem, znęcaniem się władz radzieckich i przed więzieniem, albo uchylaniem się od wstąpienia do wojska z poniesieniem jednakże wszelkich jak najgorszych konsekwencji”. W tym samym dokumencie zamieszczono informacje o poborze Polaków do 1 Armii WP, przeprowadzonym w ZSRR. Jak donoszono, wśród zesłańców panował nastrój niepokoju o losy najbliższych, mających iść na front. „Czytając kartę mobilizacyjną, ojciec miał łzy w oczach. Cieszył się, że będzie mógł walczyć o wolność Polski, ale płakał na myśl, że zostawi nas w tej dalekiej tajdze i może nas nigdy nie zobaczy. Płakałam i ja, bo czułam, na co się zanosi, a od czego nie ma odwrotu” – napisała po latach trzynastoletnia wówczas Kazimiera Samelska, w 1940 r. wraz z rodziną zesłana na Syberię. – „Nazajutrz żegnał się z nami, wszyscy płakaliśmy, ale serca nasze były przepojone nadzieją. Ojciec żegnając się z nami, powiedział będę walczył razem ze wszystkimi Polakami, ale będziemy się domagać, jak tylko będziemy zwyciężać, by polskie rodziny przewieziono na tereny cieplejsze, na Ukrainę, bliżej rodzinnego kraju”. O tym, że berlingowcy często rekrutowali się spośród Polaków zesłanych do ZSRR przed 1941 r., wiedział również gen. Tadeusz Bór-Komorowski, który swoim żołnierzom zalecał: „W traktowaniu Armii Berlinga trzeba odróżniać jej trzon, idący wyraźnie na pasku Moskwy, przeważnie oficerski, od masy żołnierskiej, która znalazła się w szeregach tej armii z najrozmaitszych powodów”.
Równocześnie jednak do 3 Dywizji Piechoty wstąpili polscy mieszkańcy Śląska, Pomorza i Wielkopolski, którzy zostali wcieleni do Wehrmachtu i następnie dostali się do niewoli sowieckiej. Z czasem, gdy 3 Dywizja Piechoty wkroczyła na teren Polski, jej stan był uzupełniany poborowymi z wyzwolonych terenów. Wśród nich znaleźli się nie tylko zmobilizowani cywile, lecz również partyzanci z oddziałów polskich i radzieckich, w tym z Armii Krajowej. Równocześnie w 3 Dywizji znalazła się niewielka grupa byłych polskich ochotników z XIII Brygady Międzynarodowej im. Jarosława Dąbrowskiego, ochotniczej jednostki z okresu w hiszpańskiej wojny domowej. Skromny odsetek wśród żołnierzy 3 Dywizji Piechoty stanowili również byli żołnierze 2 Dywizji Piechoty, którzy zostali pozostawieni w obozie sieleckim jako chorzy i niezdolni do marszu. Zorganizowani w pułku zapasowym, na początku stycznia 1944 r. weszli również w skład 3 Dywizji307.
Trauguttowcy, jak określano żołnierzy 3 Dywizji Piechoty, na przyczółek warecko-magnuszewski trafili w nocy z 10 na 11 sierpnia 1944 r., luzując zdziesiątkowane radzieckie 27 i 74 Dywizje Piechoty Gwardii. Przez następny miesiąc, do 12 września 1944 r., 3 Dywizja pozostawała w okopach nad Pilicą, broniąc przyczółka warecko-magnuszewskiego przed niemieckimi próbami jego likwidacji i przechodząc równocześnie swój chrzest bojowy. Po latach ppor. Mieczysław Janczewski z 8 Pułku Piechoty opisywał walki pod Warką następująco: „Na froncie panował na ogół spokój. Od czasu do czasu następowała wymiana strzałów artyleryjskich, a nocami słychać było terkot broni maszynowej. Gdzieniegdzie pojawiały się rakiety, oświetlające linię frontu”. W podobnym tonie swoje wspomnienia utrzymywał chor. Henryk Baczko, oficer sztabu 9 Pułku Piechoty: „Na linii panuje cisza. Od czasu do czasu przerywa ją seria ckm-ów z naszej strony i natychmiastowa odpowiedź – z niemieckiej. To któremuś z wartowników coś się przywidziało”. Kpr. Jan Kruk z 9 Pułku Piechoty pisał w tym czasie do żony: „Powiadamiam, że jestem nad Wisłą niedaleko Warszawy, na froncie, na pierwszej linii. Walczymy z wrogiem, siedzimy w okopach”, zaś list kończył: „Spodziewam się, że niebawem pójdziemy naprzód”. Inaczej trwanie w obronie wspominał Józef Dubiński z 7 Pułku Piechoty. Zapamiętał prawie codzienne naloty samolotów niemieckich, które „kosiły po naszych umocnieniach, a my czołgaliśmy się z kąta w kąt okopu łącznikowego. W takich to okolicznościach zbliżała się jesień […]”, natomiast „w bezchmurne noce można było obserwować palącą się Warszawę”.
Trwanie w obronie na przyczółku warecko-magnuszewskim, chociaż nie należało do ciężkich, przynosiło codziennie straty – tylko w drugorzutowym 7 Pułku Piechoty każdego dnia odprowadzano po kilku rannych, natomiast straty w pułkach 8 i 9, zajmujących pozycje na pierwszej linii, były o wiele wyższe. Żołnierze ginęli lub odnosili rany nie tylko od ognia artylerii czy niemieckich snajperów. Praktycznie co noc organizowano patrole na drugi brzeg Pilicy albo odpierano wypady nieprzyjaciela, podchodzące pod pozycje 3 Dywizji Piechoty. Straty ponoszono również podczas dostarczania żywności na pierwszą linię (a z żywnością podczas trwania na pozycjach na przyczółku warecko-magnuszewskim było ciężko, bowiem w kuchni królowały niepodzielnie kasza i proso, dostarczane dwa razy dziennie – o świcie i o zmierzchu). Tylko w okresie 17–21 sierpnia 1944 r. 3 Dywizja straciła 42 żołnierzy, a 130 zostało rannych, z czego jedynie 58 żołnierzy (czyli 33% strat) utracono wskutek ognia karabinowego. Równocześnie jednak to właśnie 3 Dywizja Piechoty w ciągu całego okresu trwania w obronie okazała się być najaktywniejszą – jej żołnierze wykonali ponad 20 wypadów i akcji rozpoznawczych, głównie w kierunku Ostrołęki, Zagrób i Pilicy.