Znakiem rozpoznawczym pisarstwa Beśki jest pędząca akcja. Czytając go ma się wrażenie, jakby oglądało się film w przyspieszonym tempie. To, co sprawdziło się w przypadku np. „Spowiedzi w fotoplastikonie”, tym razem w „Cieniu na piasku” wypaczyło ideę autora. Zwrotów akcji było chyba zbyt wiele. Oto pewien mężczyzna z dziwnym, niezdejmowalnym zegarkiem na ręce, znajduje się sam w mieście i nie ma pojęcia, ani kim jest, ani skąd się tu wziął. Co ma zrobić człowiek w takiej sytuacji, w dodatku pozbawiony pieniędzy? Ano dać się przygarnąć miejscowym mętom. Potem następuje scena za sceną, w których nasz bohater powoli odkrywa swoją przeszłość, ale też przechodzi – przepraszam za to porównanie – niczym bezdomny pies z rąk do rąk i pakuje się w kabałę w kolejnych środowiskach. No, człowiek katastrofa po prostu.
Zdecydowanie nie jest to ani wiarygodne, ani szczególnie wciągające. Tym razem autor po prostu przedobrzył.
Krzysztof Beśka – Cień na piasku
Subscribe
0 komentarzy
Oldest