Nowa seria kryminałów ‒nowa bo pisana po dziesięciu latach przerwy ‒ której bohaterem jest Hubert Meyer, jest w moim zdaniu znacznie ciekawsza od tych sprzed lat. Zapoczątkowała ją powieść „Nikt nie musi wiedzieć” i za chwilę dostaliśmy „Klatkę dla niewinnych”.
Warszawa okazuje się dla Meyera bardzo szkodliwa. Przyjeżdża tu na prośbę prokurator Rudy, wiedziony nie tylko przyjacielskim odruchem i wpada jak śliwka w kompot w śledztwo w sprawie zabójstwa, które wiąże się z zaginięciami kobiet sprzed lat. Meyer zgodnie ze swoją praktyką działa sam, chce dotrzeć wszędzie jak najszybciej, wsadza nos w sprawy innych ludzi i tym razem okazuje się, że staje się podejrzanym. Do tego stopnia, że pani prokurator każe go aresztować.
Bardzo żałuję, że nie mogę szczegółowiej napisać, z jakiego rodzaju przestępczą działalnością stykamy się w tym kryminale, ale tytułowe słowo klatka jest wiele mówiące. Gdybym coś więcej chlapnął, czytelnicy nigdy by mi tego nie darowali, a i bałbym się Autorki. Jeśli mogła zrobić Hubertowi Meyerowi, do którego ewidentnie ma sentyment, to, co mu w tej książce zrobiła, cóż zrobiłaby mnie, skromnemu recenzentowi, który ujawnił za dużo!