Sześć lat temu w Polsce ukazał się pierwszy tom traktujący o Emeryckiej Szajce, czyli pięciorgu staruszkach, którzy mieszkają w domu opieki, gdzie wszystko jest okropne: są źle traktowani, jedzenie jest niesmaczne, nudzą się okropnie, nie mają ruchu – nic tylko umierać. Ale oni nie myślą o umieraniu, chcą zmienić swoje życie, a do tego potrzebują pieniędzy. Märtha, Geniusz, Stina, Grabi i Anna-Greta decydują się na wkroczenie na drogę przestępczą, co wychodzi im na dobre. Teraz mamy okazję poznać czwartą odsłonę działań szajki. Tym razem dokonują brawurowej kradzieży i umykają przed pościgiem tam, gdzie ich nikt nie będzie szukał, czyli na wieś. Okazuje się jednak, że wieś praktycznie umiera, wszystko się zamyka, ludzie wyjeżdżają. Pogodzenie się z rzeczywistością nie leży w charakterze Märthy, która namawia przyjaciół na podjęcie działań, zmierzających do rewitalizacji szwedzkiej wsi. Książka pełna jest humoru, ale podszyty jest on goryczą. Szwecja, która przywykliśmy postrzegać jako raj na ziemi, okazuje się złym miejscem nie tylko dla staruszków. Fatalna polityka państwa sprawia, że kto żyw ciągnie do miast, a prowincja skazana jest na zagładę, zaś mieszkający w niej ludzie traktowani są jak pionki na politycznej szachownicy. Co ciekawe, w książce pojawiają się polskie akcenty w związku z obecnością naszych rodaków w Szwecji, ale nie ma ani słowa o prawdziwym problemie tego kraju z imigrantami z zupełnie innych regionów świata.