Uwielbiam komedia kryminalne i jak jakąś dopadnę, to nie wstaję z ulubionego fotela, aż nie skończę. A tu niespodzianka. Przerywałem lekturę wielokrotnie i musiałem się wprost zmuszać, by ponownie sięgnąć i dopełznąć do końca. Co poszło nie tak? Naturalnie do konwencji tego gatunku należą nieco przerysowane postaci i z tym się godzę, ale tu wszystkie główne bohaterki są co najmniej denerwujące. Agata Śródka – restauratorka, celebrytka jest niska, nosi szpilki i pije. Innych cech nie stwierdzono. Jej siostrzenica jest piękna, pełni funkcję prokuratora, ale z pewnością jak prokurator nie myśli i się nie zachowuje. Właścicielka remontowanego pałacu to cyniczne babsko, które za seks wydziera mężczyznom fortuny. Jest jeszcze francuska dama, która głównie ma za złe albo ma kaca. Innych cech brak. Razem działają na nerwy wszystkim wokół i mnie jako czytelnikowi także. Naprawdę nie znalazłem żadnej cechy, za jaką mógłbym je polubić lub chociaż dobrze im życzyć.
Za to mężczyźni to wszyscy debile i co najmniej dziwacy: tak złoczyńcy, jak policjanci. Może z wyjątkiem jednego, który umie myśleć, za to jest okrutnie brzydki. Takiej zbieraniny nieciekawych postaci dawno nie widziałem. Nie wystarczy ulepić człowieka z charakterystycznych cech, by mieć wiarygodnego protagonistę, on musi naprawdę na kartach powieści żyć. Tej sztuki moim zdaniem nie udało się Autorce osiągnąć. Sprawa kryminalnego dochodzenia jest doprawdy trzeciorzędna i tak błaha, że nie zajmujmy się nią przesadnie. Książkę mógł uratować jeszcze humor. Nie uratował. Niestety.