Pani Autorka dokonała ryzykownego manewru, a mianowicie zamieniła psa na kota. Jak Państwo wiedzą, dotychczas piesek o wdzięcznym imieniu Gucio był współautorem książek pani Marty i miał spory udział w meandrach akcji oraz odpowiadał za dużą część perypetii.
W aktualnej serii – „Taka tragedia w Tałtach” to druga jej część – bohaterką jest kotka o męsko brzmiącym imieniu Burbur. Akcja dzieje się na Mazurach, w Tałtach, gdzie podczas pracy koparki ujawnia się ludzkie ciało. Nieboszczyk zostaje zidentyfikowany, a wśród podejrzanych są koledzy, z którymi spędzał sylwestra. Śledztwo prowadzi miejscowy policjant Paweł Ginter, którego żona jest lekarzem weterynarii. To właśnie oni dali dom diabelskiemu pomiotowi o imieniu Burbur. Rozalia Ginter ma do ukrycia wielką tajemnicę, ale i jej mąż również.
Kryminał ten należy do lekkich i dość łatwo odkryć, co naprawdę się stało, choć w tego typu komediowej konwencji nie jest to poważny zarzut. W kwestii bohaterów: Rozalia to dość wredna osoba, Paweł to typowa męska niedojda, kotka zaś jest tak okropna, że nie da się jej lubić. Nie wiem, jak z takimi nieprzyjemnymi typami mają wyglądać dalsze losy tej serii, a zakończenie dowodzi jasno, że to nie koniec.
Ponieważ pozostaję pod urokiem poprzedniej serii z Guciem, genialną Różą i sympatycznym Szymonem Solańskim, chciałbym zachęcić tych z Państwa, którzy nie mieli do czytania z tą autorką, by nie rozpoczynali tej znajomości od kota.