“Pokrewne dusze” Lesley Lokko to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, niezbyt udane zresztą. Książka Lokko nie przypadła mi do gustu, choć historia opowiedziana przez autorkę niosła w sobie pewien potencjał.
Tytułowe pokrewne dusze to dwie dziewczyny: Jen i Kemi, które los zetknął ze sobą w dzieciństwie. Rodzina Jen zaopiekowała się bowiem pochodzącą z RPA Kemi, zapewniła jej nie tylko mieszkanie, ale i wykształcenie. Dziewczyny stanowią swoje przeciwieństwo: Kemi, rozważna, uporządkowana, z gotowym planem na życie, spełnia się jako lekarka. Jen to ta romantyczna, o artystycznej duszy, nieco rozhisteryzowana, ciągle poszukująca swojego miejsca w świecie. Przez całą powieść śledzimy więc ich losy, przyglądamy się ich przyjaźni (a może tylko znajomości?), która w pewnym momencie została wystawiona na ciężką próbę.
Niestety, podczas lektury książki odniosłam wrażenie, że wspomniane już pokrewieństwo dusz jest mocno przesadzone. Zresztą nie byliśmy nawet świadkami wykluwania się ich przyjaźni, bo ten etap w życiu dziewczynek autorka potraktowała skrótowo, pobieżnie. A później w relacjach tych młodych kobiet nie dostrzegłam ciepła, siostrzanej miłości, empatii. One po prostu od czasu do czasu spotykają się ze sobą (np. na weselu czy pogrzebie), rozmawiają o mało istotnych sprawach, ewentualnie doradzają sobie, w co się ubrać. Bohaterki zostały przedstawione mało przekonująco, ich kreacja nie wzbudziła we mnie większych uczuć, nie przywiązałam się do nich. Nie przypadła mi do gustu sama konstrukcja książki- fragmentaryczna narracja, urywana w co ciekawszym momencie, przeskakująca o kilka lat do przodu, jakby niepoprowadzona do końca, bez wyrazistego epilogu.
Na plus autorce mogę zaliczyć podjęcie trudnego tematu historii RPA w przełomowym dla niego momencie-walki z segregacją rasową, skomplikowanych relacji pomiędzy pierwotnymi mieszkańcami tego kraju a Europejczykami. Jednak te problemy rozmyły się gdzieś w intrygach i gierkach politycznych, nielegalnych konszachtach na najwyższych szczeblach władzy, wystawnych przyjęciach dla prominentnych osób. Afryka została ukazana w tej książce z perspektywy okien kosztownych limuzyn; luksusowych, pełnych przepychu rezydencji z basenami i liczną służbą. Tylko gdzieś po drodze do kolejnego kurortu mijamy slumsy…
No trudno, nie podzielam entuzjastycznych opinii na temat tej książki. Zraziła mnie jej powierzchowność, brak wiarygodności, mało sugestywni bohaterowie, ale to moja subiektywna opinia. Nie zamierzam jednak zniechęcać do lektury tej książki, po prostu mnie się nie spodobała.
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 432
Autorka recenzji: Magdalena