„Miłość mojego życia poznałem w styczniu. Coś takiego musiało skończyć się nieszczęściem” – tak zaczyna się najnowsza powieść tajemniczego Piotra C., mieszkańca warszawskiej Ochoty. Zapraszam do recenzji powieści „Roman(s)”.
Tytułowy Roman jest prawnikiem i robi karierę w firmie finansowej, zarabia wielkie pieniądze. Jest dokładnie takim zimnym typem jak większość bohaterów Piotra C. „Ponieważ żyjemy w świecie, gdzie w miarę ogarnięty facet może kosić kobiety niczym kosiarka trawę, nigdy nie było zaliczyć tak łatwo jak teraz” – myśli Roman. Problem polega na tym, że jemu się nie chce. Już mu się nie chce.
Na dodatek w wyniku przewrotności losu zamiast na Jamajkę w styczniu musi wyjechać z Warszawy do wsi na Pomorzu. To całkowicie zmienia klimat powieść, znany nam z poprzednich książek autora, w których bohaterowie nurzali się we wszelkich brudach stołecznego rynsztoka. Walka z żywiołem, bo tym staje się życie Romana na wsi, jest przezabawna. Podobnie jak ucieczka przed kobietą, która postanowiła go mimo wszystko upolować.
Nie uległ zmianie charakterystyczny styl autora, delikatnie mówiąc, niestroniącego od wulgaryzmów i scen seksu oraz błyskotliwych żartów, dialogów i porównań.
Jeśli znają Państwo poprzednie książki Piotra C., który na literacki firmament wprowadziło debiutanckie „Pokolenie IKEA”, zapewne zachodzą Państwo w głowę, czy autor „Solisty” i „Brudu” w ogóle może napisać romans. Radzę gorąco: sprawdźcie sami.
Ilość stron: 240
Wydawnictwo: Novae Res