B.A. PARIS to magiczna autorka o niesamowitej sile przyciągania. Ciepła, miła, karierę pisarską zrobiła, gdy odchowała dzieci. Jej talent wybuchł nagle, przebojem wdarła się na listy bestsellerów i mówi, że nadal nie potrafi uwierzyć, że ludzie tłumnie przychodzą na spotkania, bo uwielbiają jej książki.
W rozmowie z Magdaleną Mądrzak z lipca 2019 roku autorka opowiadała o swoim pełnym szczęścia życiu, nieoczekiwanym sukcesie, radości pisania i frajdzie, jaką sprawiają jej wywiady. Wtedy ukazały się jej trzy pierwsze książki: „Za zamkniętymi drzwiami”, „Na skraju załamania” i „Pozwól mi wrócić”. Dziś czekamy na „Uwięzioną” – siódmą powieść rozchwytywanej autorki.
Pewnie już ma Pani dość wywiadów.
Nie lubię fotografii, ale wywiady bardzo, bo są szalenie interesujące.
Przecież wszyscy dziennikarze zadają te same pytania?
Tak, ale zawsze mogą znaleźć inną opcję odpowiedzi.
Pani pierwsza książka „Za zamkniętymi drzwiami” była absolutnym sukcesem. Czy to prawda, że długo nie mogła Pani uwierzyć, jak duży jest to sukces?
Istotnie. Mieszkałam wtedy we Francji, a sukces zdarzył się w Anglii. Nie miałam wówczas pojęcia o rynku wydawniczym. Dostałam wiadomość, że moja książka jest wśród bestsellerów na Amazonie. Mój wydawca powiedział mi, że sprzedała się w nakładzie 250 tysięcy egzemplarzy. Pomyślałam, że to dobrze, ale nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Potem okazało się, że liczba ta wzrosła do 500 tysięcy i wydawca dzwonił, żebym wracała do Anglii, bo trzeba to uczcić. Przyjechałam, czekali na mnie z szampanem i wtedy naiwnie spytałam, czy to jest dobry wynik te 500 tysięcy egzemplarzy. Może to było trochę tak, że nie do końca chciałam przyjąć to wszystko do wiadomości, bo trudno mi było w ten sukces uwierzyć.
Pół miliona brzmi jak bajka, ale początki Pani kariery pisarskiej nie były takie bajkowe.
Zaczęłam pisać, kiedy miałam 50 lat. Napisałam trzy książki i zaczęłam się zastanawiać, czy mogłabym je wydać. W Anglii trzeba sobie znaleźć agenta, więc i ja sobie znalazłam. Wysłałam do pięciu, może więcej. Kilku odpowiedziało, że nie, nie da się tego wydać. Kilku wcale nie odpowiedziało. Wtedy wysłałam do kolejnych. Czekałam. Znowu przyszły odmowy albo brak odpowiedzi. Potem wysłałam kolejne książki. Napisałam ich całkiem sporo, zanim powstało „Za zamkniętymi drzwiami”. To trwało sześć lat. Kiedy miałam 56 lat, wreszcie znalazł się agent, który powiedział, że moja książka mu się podoba i że znajdzie mi wydawcę. I znalazł!
Jestem pewna, że sukces literacki zmienił Pani życie.
O tak, rzeczywiście zmienił. Byłam nauczycielem, ale przez ostatnie trzy lata – książka byłą opublikowana w 2016 r. – jeżdżę i udzielam wywiadów, opowiadam o moich książkach. Jeżdżę zagranicę, spotykam się z wydawcami w różnych krajach, także z moimi kochanymi czytelnikami. Aż mi trudno sobie wyobrazić, że naprawdę tak wygląda teraz moje życie. Długo mieszkałam we Francji, teraz wróciłam do Wielkiej Brytanii.
Czy przy tylu podróżach ma Pani jeszcze czas na pisanie?
Kiedy jestem w podróży, nie piszę. Ale kiedy wracam do domu, siadam do pracy. Piszę raczej szybko. Siadam i piszę całymi dniami, i to trwa przez dwa-trzy tygodnie. Wtedy nie robię nic innego. To jest skomplikowane, by znaleźć czas, bo naprawdę uwielbiam spotykać się z czytelnikami. To mi bardzo pochlebia, że ludzie chcą czytać moje książki, że chcą przychodzić na spotkania i zadawać mi pytania. To dla mnie wciąż jest jak bajka.
W Polsce mówimy, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, a już szczególnie ma to odniesienie do rodziny. Jak traktuje Panią rodzina: jak gwiazdę?
Oczywiście nie. Najlepsze są moje córki, które stale ze mnie żartują. Na przykład jesteśmy w sklepie, robimy zakupy, a one pokazują na mnie i mówią: „Patrz, to jest ta słynna B.A. Paris, widzisz ją?”. Nie jestem gwiazdą, ani w rodzinie, ani w kraju. Ale córki mają szacunek do tego, co robię. Wiedzą, że przez lata poświęciłam im czas, by je wychować. Nie pracowałam, tylko siedziałam w domu z dziećmi. Kiedy zdecydowałam się podjąć pracę, zostałam nauczycielem, więc nawet wtedy byłam w pracy wtedy, gdy dzieci były w szkole. Kiedy wracały, ja także byłam już w domu. Kiedy się nad tym zastanowię, to wiele poświęciłam dla dzieci, ale to sprawiło, że byłam szczęśliwa. Teraz one są ze mnie dumne i myślę, że miałam piękne życie: wtedy i teraz.
Zastanawiam się, czemu ludzie lubią czytać psychologiczne thrillery. Czy może czujemy się zdrowiej, kiedy czytamy o spaczonych umysłach innych?
Wszystko zależy od typu thrillerów. Jeśli czytamy o takiej parze, jaką opisuję w książce
„Za zamkniętymi drzwiami”, to możemy odczuwać nieco satysfakcji. Często wydaje nam się, że inni wiodą perfekcyjne życie i porównujemy je z własnym. Social media podkręcają to jeszcze, bo tam ludzie uwieczniają najlepsze momenty swojego życia. Widzimy słodkie zdjęcia, szczęśliwe rodziny, piękne chwile. Tak więc zobaczenie pary, która nie jest tak perfekcyjna, robi nam dobrze. Natomiast thrillery spełniają jeszcze inną rolę. Dziś generalnie mamy mało czasu. Czytelnicy lubią być wciągnięci przez książkę szybko. Nie chcą czytać takiej, której lektura zajmie im dziesięć tygodni. Chcą mieć szybkie rozwiązanie. Z drugiej strony ludzie lubią się bać, ale ten strach ma ich spotykać w ich bezpiecznych domach. Książki są tak inne od codziennego życia, a wszystkie okropne rzeczy zdarzają się zupełnie innym ludziom. Więc myślę, że chodzi o to, żeby być równocześnie bezpiecznym we własnym domu, i przestraszonym.
Kiedy szykuje się Pani do pisanie powieści, czyta Pani psychologiczne książki czy też raczej przygląda się Pani ludziom wokół siebie?
Szczerze mówiąc to moja czysta fantazja Ale też są to zdarzenia z mojego życia, które mnie inspirują. Na przykład kiedyś podróżowałam z mężem samochodem i stanęliśmy na stacji benzynowej – dokładnie jak opisałam to w mojej książce. Mąż poszedł do łazienki, ja zostałam sama w samochodzie i zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdyby on wrócił, a mnie w samochodzie nie było. Tak zaczęłam „Pozwól mi wrócić”. Wyobraziłam sobie bohaterów w tej sytuacji i to zbudowało całą historię. Wszystko układam sobie w głowie, nie piszę planu, ani nie planuję zbyt wiele.
Więc fabułę zaczyna Pani konstruować od konkretnej sytuacji. A co z dialogami, wiem, że nie jest łatwo dobrze je napisać.
Tak, to trudna kwestia. Dialog posuwa akcję do przodu. Czasem mój wydawca każe mi je zmienić i usuwać, bo pokazuje, że nie wszystkie słowa są potrzebne, ale je lubię pisać dialogi, mimo że to niełatwa sztuka, ale coś musi napędzać fabułę.
Kiedy ukazywała się Pani druga książka, miała już Pani na koncie sukces w postaci bestsellera. Czy to dodało Pani skrzydeł, czy też raczej stanowiło obciążenie?
O było dużo gorzej, byłam pod ogromną presją. Jasne, jestem wielką szczęściarą, że moja pierwsza książka okazała się takim sukcesem, ale ta presja potem przy drugiej i trzeciej – nawet większa… Ta presja się powiększa. Nie chcę nikogo rozczarować. Chcę, by czytelnicy w każdej następnej książce odnajdywali tę samą przyjemność jak przy poprzednich. Ale na szczęście ludzie mają różne gusta i co innego im się podoba. Niektórzy mówią, że „Za zamkniętymi drzwiami” była najlepsza, ale są też wielbiciele „ Pozwól mi wrócić” i „Na skraju załamania”. Każdy czytelnik lubi co innego. Niemniej ten strach przed rozczarowaniem czytelników jest naprawdę duży.
Muszę przyznać, że czytanie p przystojnym Jacku z książki za „Za zamkniętymi drzwiami” było dla mnie ciężkim doświadczeniem. Chciałam przerwać, by więcej z tym człowiekiem nie mieć do czynienia i równocześnie nie mogłam przestać czytać.
O, wczoraj podczas spotkania w Gdańsku jedna z czytelniczek powiedział dokładnie to samo, że
nienawidzi moich książek, ale nie może przestać ich czytać.
No właśnie, my nie możemy przestać czytać, ale jak Pani to robi, że pisze Pani o okropnych sprawach, a potem musi wskoczyć z powrotem do normalnego świata, wrócić do rodziny?
To akurat jest bardzo proste. Pisanie to dla mnie jedna sprawa, a rodzina to druga sprawa. Kiedy piszę, jestem maksymalnie skoncentrowana. Nie chcę, by ktoś do mnie wtedy coś mówił. Mąż to wie, że nie może przeszkadzać. Gorzej z dziećmi. Kiedy kończę, jest w porządku, ale nadal myślę o moich bohaterach, niemniej doskonale wiem, że to tylko fikcja.
W dwóch pierwszych Pani książkach bohaterkami były kobiety, w trzeciej – jest to mężczyzna. Czy robi Pani różnicę, o kim Pani pisze?
Chyba nie. W pierwszych książkach kobiety były ofiarami i uznałam, że nie mogę znowu dać moim czytelnikom tego samego. Chciałam zmiany, a zresztą przecież i mężczyźni mogą być ofiarami i powinnam to pokazać. Wprawdzie mój bohater ma nieco złożoną osobowość, ale chciałam pokazać, ze mężczyźni także bywają manipulowani, dlatego nastąpiła taka zmiana. Ale jak widać, umiem pisać także o mężczyznach. Uważam, że taka zmiana była dobra i dla mnie jako pisarza, i dla moich czytelników.. Nie chciałabym nikogo nudzić.
Podobno Wielka Brytania jest znakomitym, szerokim rynkiem czytelniczym. Jak to się stało, że internet i kino nie wygrały z książką?
Ludzie nadal mnóstwo oglądają filmów. Natomiast myślę, że tym różni się rynek książkowy w Wielkiej Brytanii od innych, że książki są tanie, a w związku z tym bardzo dostępne dla ludzi. Może to jest przyczyna popularności czytelnictwa. Na przykład e-booki są bardzo tanie. Wiele książek można kupić za 99 centów. Moje także. W supermarketach są książki w miękkiej okładce za 3,99 funta. Na kontynencie są droższe przynajmniej trzykrotnie. A może powodem popularności książek jest to, że mamy wielu naprawdę doskonałych pisarzy z pierwszej ligi? Wielu ludzi czyta na przykład Agathę Christie, a ona wciąga. A jak się zacznie czytać książki w młodości, to potem już ten nawyk pozostaje na całe życie. Jednak wydaje mi się, że cena odgrywa bardzo ważną rolę. Gdyby w Polsce książki kosztowały równowartość 99 centów, to z pewnością więcej ludzi by po nie sięgało.
Czy młodzi Brytyjczycy także czytają?
Wielu wybiera audiobooki. Dotyczy to na przykład chłopców, młodych mężczyzn, którzy może jako dzieci nie czytali, ale kiedy zaczynają jeździć samochodami, sięgają po audiobooki. Jednak na pewno młodzi nie czytają tak wiele jak moje pokolenie. Trudno się dziwić, skoro mają Netflix. Sama uważam, że Netflix jest szalenie wciągający. Gdyby on nie istniał, ja także czytałabym więcej.
Jak wygląda kwestia Pani następnych książek?
Za chwilę skończę moją czwartą książkę. Jednak nie jest to do końca thriller psychologiczny. Zawiera elementy suspensu, nadal opowiadam o relacjach pewnej pary. Tym razem to szczęśliwa para, ale coś się wydarza i ktoś musi coś wyznać, o czym wiemy, że to zrujnuje ich szczęśliwe życie. To książka o sekrecie. Każdy z nas ma jakiś. To historia, którą bardzo chciałam napisać, a mój wydawca łaskawie się zgodził. Powiedział: „dobrze napisz, co chcesz”. Wszystko zależy od definicji, czym jest thriller psychologiczny. Jeśli ma być w nim koniecznie morderstwo, to nie, tego w tej książce nie będzie. Jeśli ma być tragedia i suspens – to owszem, moja nowa książka będzie thrillerem psychologicznym. Z pewnością będzie trochę okrucieństwa. Ale moja piąta książka będzie już zawierała wszystkie elementy z morderstwem włącznie.
Czekamy na nie i zapraszamy ponownie do Polski podczas promocji.
Dziękuję, to wszystko zależy od tego, czy polscy czytelnicy polubią moją książkę, czy nie. Wiem, że trzy pierwsze się Państwu spodobały. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa i wdzięczna za wszystkie życzliwe słowa, która tu usłyszałam. Podczas pisania zawsze myślę o moich czytelnikach. Mam wielką nadzieję, że za rok przyjadę do Polski i usłyszę, że moja czwarta książka także się spodobała. Dla mnie w sprzedawaniu moich książek nie jest najważniejsze to, że pieniądze wpływają na moje konto, ale to, że kiedy przyjeżdżam gdzieś, to przychodzą na spotkania ludzie i mówią, że czytali moje powieści i że one im się podobały. Nadal trudno mi w to uwierzyć i nadal uwielbiam tego słuchać. To jest jak wspaniała bajka.