Czasem budzi się we mnie podobno rzadko występująca u mężczyzn empatia i zaczynam współczuć pisarzom. Dlaczego? Proszę postawić się na chwilę w położeniu pana Pilipiuka. Ma na koncie kilkadziesiąt powieści i ludzie lubią czytać to, co napisał. Kiedy wydaje książkę, której bohaterem jest kompletny degenerat Jakub Wędrowycz, czytelnicy cieszą się, ale zaraz pytają, kiedy będzie następny tom. Zaraz potem pada pytanie, kiedy ukaże się kolejny, tym razem bez degenerata. Tymczasem biedny autor nie tylko jest zmuszony pisać, bo wszak z tego żyje, ale równocześnie jest strażnikiem poziomu. Niech no tylko spróbuje go obniżyć! Ci sami wiernie oklaskujący go na co dzień czytelnicy gotowi są rzucić mu się do gardła, bo splugawił ich ukochanych bohaterów. Sam należę do zdziczałej hordy fanów, którzy wyczekują kolejnych tomów i nie zazdroszczę Autorowi sytuacji, nawet jeślibym miał cieszyć się taką estymą, jaką on się cieszy.
Lubię Roberta Storma zdecydowanie bardziej niż bimbrownika i dlatego „Wilcze leże” bardzo przypadło mi do gustu. Doceniam finezję, z jaką autor splata współczesność, poszukiwania tropów z przeszłości i magię, czy też raczej należałoby powiedzieć niesamowitość. Stormowi udaje się wplątać w niezwykle skomplikowaną aferę, która nie jest już tylko wymagająca intelektualnie, ale zagraża jego życiu. Pomysł wykorzystania lalki z jednego z opowiadań rozbawił mnie setnie, ale za najcenniejszą historię tego tomu uważam „Cmentarzysko Marzeń”, w którym poszukiwany jest spadek po Kornelu Makuszyńskim. Zwolennicy doktora Skórzewskiego mogą też być spokojni, ich bohater wyrusza do kolejnego miejsca, by spotkać się ze zjawiskami, które przekraczają ludzką miarę. Piękne jest tytułowe „Wilcze leże”, piękne, bo pomysł jest zacny i opowiedziana historia prawdziwa i bez modnego dziś szkalowania Polaków.
A więc, Panie Autorze, kiedy będzie kolejny tom?
Andrzej Pilipiuk – Wilcze leże
Subscribe
0 komentarzy
Oldest