Czytałem, że Bolesław Prus – znany z racjonalnego myślenia, uległ modzie na seanse spirytystyczne z medium, które rozmawia z zaświatami i wziął udział w takim przedsięwzięciu. Wyszedł z niego oszołomiony i niewiedzący, co ma myśleć. Ja podobnie po lekturze książki Ossowieckiego mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony rozum mówi, że to bujda na resorach, a z drugiej strony tyle ludzi potwierdziło prawdziwość jasnowidzeń, że trudno założyć, by nie było w tym prawdy. Ossowiecki to postać niezwykle ciekawa. Był znakomitym inżynierem chemikiem, na tym zarabiał pieniądze, a w czasie wolnym od pracy poddawał się doświadczeniom, badając z naukowym zacięciem zakres swoich metapsychicznych zdolności. Książka jest przede wszystkim zapisem doświadczeń i eksperymentów, które przeprowadzane były przy świadkach, często międzynarodowej sławy naukowcach. Oni właśnie swoim autorytetem gwarantują, że Ossowiecki naprawdę odczytywał napisy i rysunki z zamkniętych kopert. Umiał też powiedzieć, w jakich okolicznościach dany list powstał, precyzyjnie opisywał nieznane sobie osoby i miejsca. Do wybitnych postaci osobiście testujących umiejętności Ossowieckiego należał także marszałek Piłsudski. Niejednokrotnie jasnowidz pomagał bezinteresownie w odnalezieniu zaginionych osób czy kosztowności. W tym zakresie książka jest zbiorem arcyciekawych seansów, które każą się zastanowić nad możliwościami ludzkiego mózgu.
Autor we wstępie i części końcowej zawarł także własną wizję historii świata i ludzkości, przepowiadając przyszłość także dla Polski. Podejrzewam, że dla wielu czytelników ta część będzie bardzo interesująca, choć przyznaję, że sam traktuję ją jedynie jako przyczynek do polskiej historiozofii chrześcijańskiej.