Ponoć sukces mierzy się miarą posiadanych wrogów, a tych Remigiusz Mróz ma wielu. Z upodobaniem hejtują wszystkie informacje dotyczące tego autora i jego powieści. Nazywają go stachanowcem, rekordzistą. Często pada przy tym argument, że nie czytają jego książek, bo przecież skoro jest ich tyle, to nie mogą być dobre.
Podczas spotkań autorskich wielu twórców – nie podając nazwiska Mroza – odnosi się do niego, mówiąc, że jest w Polsce pewien pisarz, który produkuje kilka książek rocznie, ale przecież wiemy wszyscy – tu wymowne mrugnięcie okiem, by publiczność czuła się wciągnięta – że to nie może być nic dobrego. Jeden tylko Jakub Ćwiek odważnie, z otwartą przyłbicą podszedł do tematu i w opublikowanym na swojej stronie liście zwrócił się bezpośrednio do Remigiusza Mroza, by zwolnił pisanie choćby tylko po to, by dopracować fabułę i zadbać o research. Czytelnicy Mroza dobrze wiedzą, że stara się on pisać o najaktualniejszych sprawach. Z tego powodu jego książki są szeroko dyskutowane, bowiem zanim inni pisarze podejmą temat, Mróz już dawno ma opublikowaną powieść, a tym samym jest źródłem odniesienia i kreatorem poglądów, a to zobowiązuje.
Zarzuca się Mrozowi, że pisze kiepsko, a wydawcy nie traktują go już jako pisarza i nie dbają o to, by dopracował powieści, bo stał się produktem marketingowym. Tu zaś docieramy do sedna problemu, bo przecież nikt nie zmusza czytelników, by kupowali jego dzieła. W tej mierze ludzie są wolni i jeśli by nie mieli na niego ochoty, jeśli by się zrazili po pierwszej przeczytanej książce, za nic nie kupiliby drugiej, nie tłoczyliby się tak ochoczo na targach, by zdobyć autograf. Tego sukcesu nie da się Mrozowi odebrać i zapewne on właśnie jest przyczyną zawiści środowiska. Na amerykańskim rynku wydawniczym takie postaci jak Remigiusz Mróz funkcjonują od dawna. Nikogo nie dziwi płodność Stephena Kinga, Deana Koontza, Nory Roberts (wydającej romanse pod własnym nazwiskiem i kryminały pod pseudonimem), czy Jamesa Pattersona, który teraz dostąpił zaszczytu pisania powieści sensacyjnej razem z eksprezydentem Billem Clintonem. Są oni bogami/boginiami płodności i nikt nie ma żalu, że publikują za wiele.
Można stawiać zarzut, że jeśli ktoś pisze dużo, to nic z tego nie zostanie, ale czy pisarzom musi dziś chodzić o nieśmiertelną sławę, o exegi monumentum, czy nie woleliby tu i teraz opływać w dostatki wynikające ze sprzedaży książek w wielomilionowych nakładach? Wielu szczerze przyznaje, jak na przykład Jonathan Carroll, że wolą sławę za życia, sławę, która da się skonsumować. Czy zresztą wiedza, że potomność zarzuci czytanie jego książek, powstrzymałaby najpłodniejszego z polskich pisarzy Józefa Ignacego Kraszewskiego przed stworzeniem blisko 600 tomów prac, z czego w ciągu 57 lat stworzył 232 powieści, w tym 144 powieści społeczne, obyczajowe i ludowe, 88 historycznych (podaję za Wikipedią, bo nie liczyłem).
Wracając do Mroza warto zwrócić uwagę, jak bardzo podgrzał atmosferę, wydając najnowszą książkę „O pisaniu na chłodno”, z której zaczerpnąłem pomysł na tytuł mojego artykułu. Na Wirtualnych Mediach ukazał się miażdżący artykuł Magdaleny Drozdek pt. „Remigiusz Mróz napisał książkę… o pisaniu książek. O jeden krok za daleko”, który kończy słowami: „Dlatego dziwi jak nic innego, że autor zdecydował się na taki krok [publikację tej książki – przyp. A.K.].
O jeden za daleko. To nie jest czas na biografię, ani nawet na poradniki. Jeszcze o dużo za wcześnie. I dziwi jeszcze jedna rzecz. Mróz zaznacza w książce, że otrzymał już wiele propozycji prowadzenia programów telewizyjnych, były też oferty udziału w reality-show (typu Agent itd.). Nie skorzystał i pochwalił swoich agentów, którzy go do tego nie namawiali. Nikt jednak – na chłodno – nie powstrzymał go od napisania tej książki. A szkoda, bo nic na niej nie zyskuje, tylko tworzy wokół siebie kolejne mity i legendy. Pora zejść na ziemię”.
Czy jednak rzeczywiście Remigiusz Mróz zasługuje na słowa nagany za to, że „O pisaniu na chłodno” nie jest tylko poradnikiem dla piszących, ale także krótkim opisem drogi, jaką autor przebył od bycia zwyczajnym chłopakiem i dobrym studentem do bestsellerowego pisarza. Stawianie Mrozowi zarzutu, że pisze o sobie, bo na to za wcześnie, że powinni robić to ludzie u schyłku życia, dowodzi pewnej nieświadomości. Czy w erze Pudelka, Instagrama i innych tabloidowych sensacji powinno dziwić, że czytelnicy autora, przystojnego 30-latka, który osiągnął sukces, zwłaszcza młodzi ludzie, którzy chcą być tacy jak on, są ciekawi jego drogi do sukcesu. Przy okazji opowiadania o sobie Remigiusz Mróz sprzedaje prawdziwy pomysł na sukces, to jest informację, że czytanie jest cool. On mówi o tym innym językiem, ale taki jest przekaz i może być on znacznie ważniejszy od faktu, że pewnie nieco upiększył swój biogram. Kto z piszących o sobie tego nie robi? Zaspokoił tym jednak naturalną dziś potrzebę wejścia w prywatność, a wszystkim zwolennikom najróżniejszych teorii o tym, że nie jest autorem własnych książek, opowiedział dokładnie, jak i kiedy powstały. Jak sądzę uciął tym dyskusje i wydumane historie o zespole pisarzy, którzy piszą za niego itp.
Druga część książki to poradnik pisarski. Napisany jest jasno i ciekawie. Sam autor potwierdza, że to rozszerzony kurs pisania, który prowadził na portalu Lubimy Czytać, ale znacznie go rozszerzył. Zaletą poradnika jest rzeczowość i odwołanie do konkretnych dzieł literackich. Oczywiście w większości Mróz nawiązuje do swoich literackich wyborów, w tym Stephena Kinga. Znowu wielokrotnie i nienachalnie podkreśla, że czytanie to podstawowa powinność pisarza. Udziela rad treściwie, konkretnie, podaje przykłady. Czyni to z jego książki znakomity wybór dla tych, którzy myślą o własnej książce. A tych jest wielu i Remigiusz Mróz doskonale o tym wie. Jednak czy to sprawia, że, jak twierdzi Magdalena Drozdek, nie powinien tej książki wydać, bo nic na niej nie zyska? Otóż zyska – sympatię młodych, którzy mają pisarskie ambicje i pieniądze.
Andrzej Krajczy
KOMENTARZE
Nie czytam Remigiusza Mroza. Podobnie jak Zygmunta Miłoszewskiego. Mimo, że lubię filmy nakręcone w oparciu o książki tego drugiego. Mróz jest przereklamowany. To co robi nie jest literaturą, to zwykła pisanina. Czyli grafomania. Tak pisać potrafi każdy, tylko nie każdy ma tyle szczęścia, żeby mu wydawano książki. Szkoda mi czasu aby go tracić na czytanie Mroza. Czytam bardzo dużo, ale prawdziwej literatury.
Re
To nie masz czym. Ja czytałem kilka.
Są całkiem całkiem ale te o akcji współczesnej.
No
Fajnie, że zarobił na pisaniu książek i wzbogacaniu słownictwa Polaków, aniżeli jako pracownik KNF…
Praca lepsza niż inna
Mnie bardzo podoba się seria z komisarzem Forstem. Czekam na kolejny „odcinek”. Owszem, Chyłki mam już dość, ale nie da się pominąć wyjątkowego charakteru tej postaci. Za to „Czarna Madonna” to pełna jazda bez trzymanki….Rewelacja. Gdyby tak powstał film na podstawie tej książki…
ssss
Fenomen Mroza to dobry przyczynek do dyskusji o literackich gustach Polaków. Gdybym poprzestał na jednej jego książce, byłbym pod pewnym wrażeniem. Niestety przeczytałem kilka… Są takie same. Podobna historia jak z H. Cobenem – przeczytasz jego jedną książkę i jest tak, jakbyś przeczytał wszystkie. Określenie „stachanowiec” jest o tyle trafne, że Mróz tworzy produkcyjniaki. Jego książki to popłuczyny po Nesbo i tego typu pisarzach. Podobnie jest w przypadku innej medialnej gwiazdy – Miłoszewskiego. Obaj specjalizują się w wydmuszkach. Zdecydowanie nie wytrzymują porównania z np. J. Żulczykiem, który jednak tworzy coś więcej niż tylko rozrywkowe czytadła do łyknięcia i zostawienia na siedzeniu w pociągu.
fighting_harada
Książkę czytałam z prawdziwą przyjemnością. Jest lekką, zabawną i bardzo osobistą opowieścią. Nie jest typowym poradnikiem, ale dzięki temu w przyjemny sposób możemy przyswoić przydatne informacje. Spisałam też kilka nazwisk pisarzy, których, dzięki rekomendacji autora, będę chciała poznać.
Spotkałam się z opiniami, że wydanie tej książki nie było podyktowane potrzebą rynku, a wykorzystaniem sławy autora do sprzedania kolejnej pozycji. Nawet jeżeli tak rzeczywiście jest, to co w tym złego? Mierżą mnie uwagi w stylu „temu, to się udało”, lub „Mróz kiedyś wyskoczy z lodówki”. Autor ciężko pracował na swoją obecną pozycję i można mu jedynie gratulować konsekwencji i nie zrażania się przeciwnościami.
Autorka Czytanienaplatanie
Czytałam Mroza,prawie wszystko. Bardzo podoba mi się pokazanie mechanizmów działania świata prawniczego, policyjnego, a ostatnio politycznego. Niektórych bohaterów trochę lubię,ale przeważnie niekoniecznie. Mecenas Chyłka ze swoim poplątanym charakterem, chamstwem i tendencją do samounicestwienia drażniła mnie. Ale fabuła książek i różne kruczki prawnicze wciągały mnie. Może i Panu Mrozowi przewróciło się w głowie, ale pisać umie.
gosc
Pochwalę się, bo mam czym: NIE PRZECZYTAŁEM I NIE PRZECZYTAM ŻADNEJ KSIĄŻKI MROZA. Brrrr…
abnegat
bo to rzeczywiscie masz sie czym chwalic, nowe czasy nowe czubki – brawo ty.
ssss
Polecam „Parabellum” 3 części, oczekuję na 4, troszkę brakuje zakończenia.
Hak
Wielu czytelników zarzuca autorowi pisanie na ilość, a nie jakość, do tego z pominięciem kluczowego w procesie twórczym researchu. Mróz ma zarówno grono wiernych fanów, jak i jeszcze wierniejszych i wytrwalszych hejterów. Pewien znany polski pisarz w akcie desperacji twórczej nie omieszkał napisać odezwy do autora, w związku z ilością wydawanych przez niego książek.
MAGDA
Ten jego talent to się nazywa GHOST WRITERS.
Eliasz
I tak wszystkie czytelniczki go kochają 🙂
Zazdrość to grzech!
Wypowiedzi pochodzą od internautów, którzy wpisywali je pod artykułem Magdaleny Drozdek, zamieszczonym na portalu WP oraz na LubimyCzytać.pl