Za sprawą jednego pozwu sądowego runął mit Dana Browna jako statecznego pisarza. Sądowe wystąpienie jego byłej żony rzuca cień na bestsellerowego autora. Brown jednak nie zamierza odpuścić. Wydał specjalne oświadczenie.
Na pewno pamiętają Państwo Dana Browna, twórcę postaci profesora Langdona, specjalisty od symboli i szyfrów. Jego przygody zostały opisane w kilku książkach, w tym najsłynniejszych „Kod Leonarda da Vinci”, „Anioły i demony” oraz „Inferno”. Książki sfilmowano, co przyniosło autorowi nie tylko światową sławę, ale też pokaźny majątek. Nakłady powieści Browna sięgają łącznie ponad 200 milionów egzemplarzy, co czyni go jednym z najpopularniejszych współczesnych pisarzy.
Niedawno Dan Brown rozstał się po 21 latach małżeństwa ze swoją żoną. Dziś jednak jego była żona zburzyła mu spokojne życie i zrujnowała wizerunek pisarza jako statecznego człowieka.
Blythe Brown złożyła pozew sądowy przeciw byłemu mężowi. Zarzuca mu nie tylko ukrywanie majątku w chwili, gdy dzielili się posiadanymi pieniędzmi podczas rozprawy rozwodowej. Twierdzi też, że pisarz miał romans ze sprowadzoną przez nią z Holandii trenerką koni, a także obdarowywał ją niezwykle drogimi prezentami, w tym ciężarówką do przewozu koni z limitowanej edycji. Jej cena wyniosła, bagatela, 345 tys. dolarów. Brown miał też sfinansować remont domu swojej kochanki.
Jednak to nie fakt posiadania kochanki tak naprawdę jest tu ważny. Znacznie ważniejsze są prawa do zarabianych przez Dana pieniędzy. Otóż według byłej żony zataił on w chwili rozwodu, że rozpoczął prace nad projektem dla NBC, w wyniku których miał powstać serial telewizyjny pt. „Longdon”. Dlaczego była pani Brown rości sobie pretensje do tych pieniędzy?
Otóż Dan Brown wielokrotnie publicznie chwalił żonę jako redaktora „pierwszej linii” swojej powieści „Kod Leonarda Da Vinci” i twierdził, że była kluczowym elementem jego procesu twórczego, a także pomogła mu się skoncentrować na pisaniu.
W takiej sytuacji kultowe powieści mają nie jednego autora – Dana, ale dwóch – Dana i Blythe, a co za tym idzie oboje powinni czerpać zyski z wszystkich projektów opartych na stworzonych wspólnie powieściach. Blythe powiedziała „Boston Globe” w oświadczeniu:
– „Ufałam temu mężczyźnie przez dziesięciolecia jako miłości mojego życia. Tak ciężko razem pracowaliśmy, starając się zbudować coś sensownego… Nie rozpoznaję mężczyzny, którym stał się Dan. Czas ujawnić jego oszustwo i zdradę”.
Tyle była pani Brown.
A co na to pisarz?
Wydał oficjalne oświadczenie, którego treść rozpowszechniają jego wydawcy na całym świecie:
Oświadczenie Dana Browna
Nie mam serca kłócić się z moją byłą żoną w przestrzeni publicznej, nieprzyjemne jest też dla mnie prowadzenie tej kłótni na sali sądowej. Czuję się jednak w obowiązku oznajmić, że jej pozew, wniesiony wczoraj do sądu w New Hampshire, jest bezzasadny. Z prawdą rozmija się zwłaszcza jakakolwiek sugestia, jakobym w momencie rozwodu nie był do końca uczciwy w ujawnianiu stanu naszego majątku. Nieprawdziwy jest też zarzut o pominięcie wkładu mojej byłej żony w moją twórczość. Gdy dzieliliśmy nasz niemały majątek, otrzymała ona więcej niż połowę. Z powodów znanych tylko jej i prawdopodobnie jej prawnikowi Blythe Brown, chcąc mnie zranić i skompromitować, uczyniła z tego procesu nieprawdziwą i mściwą relację z naszego małżeństwa.
W dniu, w którym poślubiłem Blythe, nie przeszłoby mi przez myśl, że w którymś momencie naszego życia tak bardzo się od siebie oddalimy i w efekcie rozwiedziemy. Przez siedem czy osiem lat przed separacją, do której doszło w lipcu 2018 roku, stawaliśmy się sobie coraz bardziej obcy, aż mieliśmy ze sobą niewiele wspólnego. W ostatnich kilku latach małżeństwa trzy razy poprosiłem Blythe, byśmy skorzystali z terapii małżeńskiej, ona niestety kategorycznie odmawiała.
Kiedy podjęliśmy decyzję o separacji, Blythe, podobnie jak mnie, reprezentował adwokat. Jednym z elementów porozumienia, które wówczas osiągnęliśmy, było podsumowanie wartości naszego majątku na tamten dzień. Dokument ten był częścią podpisanej w momencie rozwodu w 2019 roku ugody. Zapewniałem wtedy o prawdziwości sporządzonej wówczas listy i podtrzymuję to stanowisko także teraz. Mieliśmy szczęście, że każde z nas mogło rozpocząć nowe życie z niemałym majątkiem.
Jestem zdumiony, że teraz, po kilku latach, Blythe domaga się jeszcze więcej, formułując kłamliwe zarzuty. Jestem też zasmucony, że jej niefortunne działania pokazują, iż nie ma kwoty, która po dwudziestu jeden latach małżeństwa mogłaby zaspokoić jej roszczenia.