Bądźmy szczerzy, to chyba najsłabsza powieść francuskiego powieściopisarza. Przyznaję, że nie należę do fanów jego twórczości, ale tutaj wyraźnie przekombinował. Początek powieści jest dobry. Kobieta, pisarka, co nie jest bez znaczenia, bawi się z dzieckiem w domu w chowanego i nagle dziewczynka chowa się tak, że matka jej nie znajduje. Dziecko ginie bez wieści, mimo że dom jest zamknięty. Tajemnica zamkniętego pokoju nie raz w literaturze się sprawdziła i sprawiła, że nie mogliśmy odłożyć powieści aż do ostatniej stronicy.
Jednak Musso po prostu przegiął. Napisał, owszem, coś w rodzaju thrillera, ale przede wszystkim zapełnił strony tonami dętych rozważań o tym, kim jest pisarz i czy naprawdę wolno mu robić z bohaterami, co chce oraz jaki jest związek pisania z realnym życiem. Tymi tekstami stoczył się do poziomu Coelho i kiedy dobrnąłem do końca, zapytałem: to wszystko?
My, czytelnicy, nie chcemy wiedzieć, jakie męki przeżywa autor, chcemy się dobrze bawić, bać, śmiać lub płakać z bohaterami. Ja pozostałem obojętny.