Te szkieły z Poznania i Szamotuł całkiem sprawnie radzą sobie z rozwiązywaniem skomplikowanych zagadek kryminalnych. Gdyby Państwo nie wiedzieli, o kim mówię, to znak, że jeszcze nie mieli Państwo w rękach kryminałów Ryszarda Ćwierleja i warto to szybko zmienić. Polecam też sięgnąć po te, które wyniosły autora na szczyty popularności i opowiadają o dochodzeniach milicji w czasach PRL-u.
W tym tomie akcja toczy się u progu pandemii, na wiosnę 2020 roku, kiedy jeszcze świat nie zamknął się na dobre. Aneta Nowak, wysłana, a w zasadzie zesłana przez tępego zwierzchnika z Poznania do Szamotuł, mierzy się ze sprawą odnalezionych w jeziorze ciał trojga ludzi. Jak podejrzewa podkomisarz, utopiona w samochodzie rodzina to zupełnie inni ludzie niż okoliczności każą sądzić.
Tymczasem w Poznanie pewien miejski urzędnik po zakrapianej nocy znajduje w swoim łóżku nad ranem dziewczynę. Nie byłoby w tym znowu nic szczególnie dziwnego, gdyby nie fakt, że dziewczyna ma rozpłatane gardło, a on dałby sobie nomen omen głowę uciąć, że nie zabił nikogo.
Także w Poznaniu aspirantowi Przemkowi Drążkowskiemu kelnerka okrada knajpę, którą przejął po ojcu i którą prowadzi jego żona. Po dziewczynie ginie ślad.
Autor to fachura, więc prowadzi czytelnika po meandrach wydarzeń, by wreszcie dać na koniec znakomite rozwiązanie. Wątek kryminalny elegancko przeplata się z wątkiem młodego mężczyzny, który ma szanse poślubić naszą ulubioną Anetę. Na szczęście potencjalne matrymonialne szczęście jest dawkowane małą łyżeczką, a kryminał wielką łychą. Całość smakowita i zapewnia dobrą zabawę przynajmniej na dwa-trzy wieczory.
Wydawnictwo: MUZA S.A.