„Moriarty” to manga autorstwa Hikaru Miyoshiego i Ryousuke Takeuchiego, która służy jako „apokryf” dla popularnej serii opowiadań sir Arthura Conana Doyle’a. Mianowicie, jak wskazuje sam tytuł, opowieść japońskich twórców stawia w centrum wydarzeń Jamesa Moriarty’ego – kultowego arcywroga Sherlocka Holmesa. Jest to tym samym nowa interpretacja cyklu o najsłynniejszym detektywie świata, w której twórcy kładą szczególny nacisk na genezę zła, jakie w przyszłości będzie cechować tytułowego Jamesa Moriarty’ego – geniusza, który w opowiadaniach Doyle’a wykorzystuje swój intelekt do szerzenia przestępczości na ulicach XIX-wiecznego Londynu. Zanim jednak do tego doszło, Moriarty był obiecującym, nad wyraz bystrym chłopcem, który został ofiarą klasowego systemu rozwijającego się w odnoszącym coraz większe gospodarcze i społeczne sukcesy imperium brytyjskim. To właśnie charakteryzuje pierwszy tom mangi Miyoshiego i Takeuchiego – jest to przede wszystkim sprawne wprowadzenie do nowej wersji historii, w której poznajemy motywacje głównego bohatera i to, jak stał się tym Moriartym, którego wszyscy znamy z oryginalnych historii i licznych jej przetworzeń. Jednocześnie jednak 1 tom „Moriarty’ego” to obiecujące rozpoczęcie nowej, wciągającej obyczajowej serii, które główna siła nie tkwi tylko w cytowaniu kultowego tekstu źródłowego.
Fabuła przenosi nas do Londynu epoki Pax Britannica, gdzie poznajemy dwoje sierot – Louisa i Williama, którzy zostają zabrani z ulicy i zaadoptowani przez pływającą w luksusach, arystokracką rodzinę Moriartych. Lecz Moriartym wcale nie zależy na chłopcach – trzymanie ich pod jednym dachem to nic innego, jak sposób, aby świecić dobrym przykładem w oczach społeczeństwa; przedstawienie, w którym to arystokracka rodzina jawi się jako współczująca wobec przedstawicieli marginesu. Marginesu, który zalewa całą Anglię – rozwijające się imperium brytyjskie ostatnie, o co dba, to losy najbiedniejszych, którym – na skutek postępującego klasizmu – często odmawia się podstawowej pomocy i środków do życia, traktując ich jako gorszy sort. Z takiego właśnie środowiska wywodzi się główny bohater, młody William, lubiący czasem przebierać się za jednego z członków swoich „wybawców”. Życie jego i Louisa wkrótce zmieni się na zawsze, gdy na skutek działań panicza – Alberta Moriarty’ego, arystokraty gardzącego swoim rodowym imieniem i stojącymi za nim wartościami – zostają oni fałszywie wcieleni do rodziny arystokracji. Dorosłym już Williamowi i Louisowi, noszącym teraz nazwisko James Moriarty, przysłania wyłącznie jeden cel: ekspozycja zakłamanej i wyzyskującej ludzi wyższej warstwy społecznej, którą uważają za zakałę całej Angli.
Opisany wyżej zarys fabuły to zaledwie wprowadzenie do całości; „Moriarty, tom 1″ oferuje nam nieco więcej dalszej historii Williama Jamesa Moriarty’ego na mścicielskiej ścieżce, ale jeśli choć odrobinę zainteresowała was tematyka, to powinniście dać tytułowi szansę i poznać jego dalszy ciąg na własną rękę. Zaprezentowana fabuła intryguje od samego początku, a tło historyczne przedstawione przez mangaków jest naprawdę przekonujące i w surowy sposób realistyczne. „Moriarty” to historia mroczna, brutalna i często pesymistyczna – bardzo szybko zaczynamy odczuwać beznadzieję i niemoc wobec arystokracji, która tak znacząco wpłynęła na całe życie Williama. Pierwszy tom nie oferuje nam jeszcze fabularnego arcu – po wprowadzeniu mamy do czynienia z dwiema proceduralnymi opowieściami z życia głównego bohatera, już profesora, w których za sprawą nieprzeniknionego intelektu wymierza on stosowną lekcję obłudnym oprawcom z arystokrackiej bańki. Ale cały czuć w powietrzu, że zmierzamy do czegoś więcej – teraz, gdy wszystkie pionki są na planszy, historia z pewnością nabiera rumieńców. Zwłaszcza, że – jak podkreśliłem już we wstępie – historia stoi na własnych nogach i powiązanie jej z Sherlockiem Holmesem jest zaledwie miłym dodatkiem, a nie daniem głównym.
Mroczny, detektywistyczny klimat, surowość światu przedstawionego i syndrom „jeszcze jednego rozdziału” – to wszystko znajdziecie w „Moriartym 1″. Narracja jest przejrzysta, ale i odpowiednio tajemnicza, rysunki – staranne, a potencjał całości – ogromny. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to autorzy jedynie nieco odrobinę przesadzili z uwypukleniem głównej tematyki. Czytelnik szybko orientuje się, jak bardzo w „Moriartym” potępiany jest klasizm i powtarzanie tego tak często za pomocą wypowiedzi postaci momentami staje się po prostu zbędne, bo w rzadkich momentach spłyca moralną niejednoznaczność działań postaci i wrzuca ich postępowania do jednego worka. Rozumiem, że to ogromny społeczny problem i przekonujący punkt wyjścia, ale fabuła wyraża to wystarczająco – ekspozycja dialogowa w takim wymiarze jest zbędna. Ale taki mały grzech zrozumiany jest w pierwszej części długiej serii – lepiej, żeby coś wybrzmiało nad wyraz i zaowocowało zbudowaniem na tym nowych opowieści w kolejnych tomach, niż przepadło w narracyjnym chaosie. Twórcy „Moriarty’ego” doskonale wiedzą, jaką historię chcę opowiedzieć – a ja nie mogę się już doczekać tego, co przygotowali dla mnie w kolejnych odcinkach.