Patrycja Volny bardzo nie lubi, gdy się ją przedstawia jako córkę słynnego ojca. Jest aktorką, matką i kobietą pełną energii. Pretekstem do rozmowy jest wydanie wierszy zebranych Jacka Kaczmarskiego.
Czy dziś fakt, że jest Pani córką sławnego ojca stanowi dla Pani obciążenie, czy pomoc w życiu?
Ani jedno ani drugie. Jestem aktorką, skończyłam związane z tym zawodem studia i już mam jeden film na koncie. Zobaczymy, co dalej z moją karierą będzie. Na co dzień jestem mamą. Będę pracować jako nauczycielka języka angielskiego. Mieszkam w innym kraju, więc nazwisko i sława ojca tak naprawdę mnie nie dotyczą.
A propos nazwiska. Śledziłam Pani wypowiedzi i raz mówiła Pani, że Patrycja Volny to w pewnym sensie pseudonim, który podpowiedziała Pani mama, a innym razem deklarowała Pani: „Jestem Kaczmarska. Czuję się Kaczmarska”. Jak jest teraz?
Nie zapominajmy, że miałam wtedy 18 lat i przyznaję, że trochę mnie porwała ta fala, a i sodówa uderzyła mi do głowy. Byłam znikąd, a tu nagle wszyscy się interesowali córką Kaczmarskiego. I poszłam za tym. Nie odszczekuję tego, bo jestem córką mojego ojca, ale jeśli chodzi o nazwisko, to w dowodzie mam Volny i to nazwisko do mnie pasuje. Zawsze byłam wolnym duchem. Staram się nie podporządkowywać czyimś wymaganiom i ograniczeniom narzucanym mi na siłę. Nie odszczekuję tego, co wtedy mówiłam, ale myślę, że trochę się zagalopowałam. Dziś jedno i drugie nazwisko jest mi bliskie.
Słowo zagalopowałam nie jest chyba dobre, bo przyznać się do ojca to nic złego.
Wtedy ludzie przejawiali taką potrzebę, żebym się przedstawiała jako Kaczmarska, odnajdywali przyjemność w powtarzaniu: to jest Patrycja Kaczmarska. Wypowiadano to z takim nabożeństwem, a ja słuchałem tego. Dziś nie lubię, gdy znajduję się w nowej sytuacji, gdzie chcę sama siebie reprezentować, a ktoś rzuca: to jest Patrycja, córka Jacka Kaczmarskiego. Wtedy czuję, że ja nie ma już nic do roboty, bo ten ktoś już ma swoje wyobrażenie na mój temat.
Wnioskuję z wielu Panu wypowiedzi, że gdy przyjechała Pani do Polski, nie miała Pani świadomości, kim dla Polaków był Jacek Kaczmarski.
Kompletnie nie byłam tego świadoma i tam naprawdę nadal nie jestem, a raczej jestem stricte informacyjnie świadoma, ale bardzo szybko przestałam się obracać w tym środowisku i uczestniczyć w jego spotkaniach. Dziś mam wrażenie, że dla osób kochających poezję, kochających literaturę, kochających sztukę ojciec jest ważny, czują się za pan brat z jego sztuką i to jest dla mnie bardzo miłe, sprawia mi to przyjemność. Ale ojciec sam odcinał się od tego wyobrażenia, że Kaczmarski to człowiek z pomnika, który śpiewa „Mury” i „Obławę”. Te utwory i ten pomnik nie mają kompletnie nic wspólnego z tym, jakim on był artystą i z najlepszymi utworami w jego twórczości.
Które więc utwory uważa Pani za najlepsze i które on sam za takie uważał?
Ojciec bardzo lubił program „Mimochodem” – jeden z ostatnich, które zrobił. Ja uważam, że utwory, które dotyczą malarstwa, są analizą obrazów, to majstersztyki literackie. Pisał wspaniałe liryki, kolędy są przepiękne. Cały program „Szukamy stajenki” jest napisany z nietypowym dla ojca sercem i pełen empatii. Kolędy są bardzo ludzkie, emocjonalnie plastyczne. Nie są suche, wyzute z emocji.
Słuchałam piosenki „Mimochodem” w Pani wykonaniu i zastanawiam się, dlaczego równocześnie z wydaniem wierszy zebranych ojca, nie wydała Pani własnej płyty z jego utworami?
Nie mówię nie, ale musiałoby się to odbyć na moich zasadach. Żebym nie była po prostu odtwórczynią – nie od razu współtwórczynią, bo tekst jest ojca i nie mogę go zmienić – ale żeby interpretacja była nowa, fajna dla dzisiejszej młodzieży. Chciałabym, żeby nie było to czołobitne.
Kiedyś śpiewała Pani piosenki taty, a potem nastąpił koniec.
Tak, w pewnym momencie nastąpił absolutny szlus. Nie przysparzało mi to niczego dobrego. Miałam dość bycia tylko córką swojego ojca, chciałam zająć się inną działalnością i nauką przede wszystkim.
W tej chwili wygląda, że rozwija Pani karierę aktorską, artystyczną, zgodną z profilem studiów, które Pani wybrała.
Mam nadzieję, że tak jest. Na razie zagrałam w jednym filmie.
I to z nadzieją na Oscara.
Trzymamy kciuki, ale wiadomo, jak to jest w tym zawodzie, że telefony mogą nie dzwonić dziesięć lat. Mam nadzieję, że pojawią się jakieś propozycję. Zobaczymy.
Powiedziała Pani, że będzie uczyć dzieci angielskiego.
Nie dzieci, dorosłych. Na razie nie mam żadnych propozycji filmowych, a trzeba jakoś zarabiać na chleb.
Tata był wobec Pani wymagający i wymuszał rozwój, chciał, żeby Pani była lepsza, a nawet najlepsza wśród rówieśników. Czy tak samo wychowuje Pani swoją córkę?
Absolutnie nie. Jestem wymagająca, bo córka jest niecierpliwa. Czasem maźnie trzy kreski na kartce i oczekuje, że będę się zachwycać. Chwalę, ale mówię, że może zrobić to lepiej, jednak do niczego jej nie zmuszam. Ona zresztą nie ma takiego charakteru, by można ją było do czegoś zmusić. Raczej podążam za nią i ją motywuję, niż zmuszam czy wymagam. Francuzi wyznają raczej twardy chów i ja to popieram. Jestem bardziej surowa, ale dbam, by miała czas na zabawę, na bycie dzieckiem.
Czy w związku z wydaniem „Między nami” ma Pani jakąś osobistą refleksję?
Po prostu się cieszę się. To fajne, świeże wydanie, bardziej atrakcyjne dla młodego odbiorcy niż poprzednie. Znalazły się w nim utwory, które nie były wcześniej publikowane.
Myśli Pani, że wiersze taty zachowują świeżość, że są aktualne?
Obawiam się, że nadal są bardzo aktualne, także te o politycznej wymowie. Dobra poezja ma to do siebie, że jest zawsze aktualna.
Kiedy Bob Dylan dostał literacką nagrodę Nobla pomyślałam, że to skandal i znacznie lepiej by było, by dostał ją Jacek Kaczmarski. Jego piosenki niosą znacznie więcej emocjonalnych i intelektualnych treści.
To zależy. Są piosenki, które stały się bardzo popularne dla jakiegoś pokolenia czy ruchu w danym momencie. Spójrzmy na „Mury”. Ta piosenka sama w sobie jako utwór bez kontekstu politycznego to nie jest najwyższe poetyckie osiągnięcie, jeśli porównamy ją z innymi wierszami, które ojciec pisał. Jeżeli człowiek swoją twórczością – nawet jeśli nie jest wybitna literacko czy muzycznie – porusza pewną strunę u kogoś, to żyje ona własnym życiem i raczej nie ma po co kategoryzować czy porównywać. To tak jak mówić, że to Herbert powinien dostać Nobla, a nie Szymborka. To dwie różne bajki, nie do porównania, inny świat.
Podobno Pani także pisze wiersze, ale po angielsku. Czy któreś z nich ujrzą światło dzienne?
Pisałam je jako 17-, 18-latka. Teraz piszę, jak mnie najdzie wena, to coś tam skrobię, ale nie będę się z tym pchała do ludzi. Piszę dla własnej przyjemności.
Uzbrojeni w poezji
Gdyby żył, Jacek Kaczmarski miałby dziś 60 lat. Człowiek, który określany był mianem barda „Solidarności”, znany jest przede wszystkim jako twórca takich utworów jak „Obława”, „Nasza klasa”, „Poczekalnia”, „Przedszkole” czy „Sen Katarzyny II”. Był głosem buntującego się przeciw komunizmowi pokolenia. „Wyrwij murom zęby krat, zerwij kajdany, połam bat, a mury runą, runą runą i pogrzebią stary świat” – te słowa znała i śpiewała bez mała cała solidarnościowa Polska na złość generałowi w czarnych okularach.
Kaczmarski nie pisał jedynie piosenek podżegających do buntu, poważnie zastanawiał się nad polską historią, tworząc m.in. cykl „Sarmatia”. Wierszami komentował dzieła sztuki, lektury, pisał kołysanki i kolędy.
Tworzył przez całe życie, a duża część jego wierszy powstawała nielegalnie i prezentowana była wbrew władzy. Krzysztof Nowak zbierał te rozproszone utwory można powiedzieć przez całe życie, bo zajęło mu to trzydzieści lat. Jak sam pisze, zaczynał od przepisywania na maszynie wierszy, które powielane były przez nielegalne wydawnictwa. Inne spisywał, słuchając utworów puszczanych przez Radio Wolna Europa. Z czasem, gdy już było można legalnie działać, rozpoczął współpracę z Kaczmarskim, który autoryzował mu spisane wersje, podrzucał te wiersze, których spisać się nie dało.
Teraz ukazało się wydanie wierszy zebranych Jacka Kaczmarskiego pt. „Między nami”. Ten opasły tom liczy sobie, bagatela, 1142 strony. Jest gęsto zadrukowany i dopiero trzymając go w dłoniach można ze zdumieniem odkryć, ile słów i myśli splótł w piękne wiersze Kaczmarski. Cechą dobrej poezji jest to, że nie traci na wartości z biegiem czasu, tak jak chociażby ten cytat z wiersza „Zbroja”.
Choć krwią zachłysnął się nasz czas, / Choć myśli toną w paranojach, / Jak zawsze chronić będzie nas – / Zbroja!
Kaczmarski jest jedyny i najważniejszy
Właśnie ukazał się tom wierszy zebranych Jacka Kaczmarskiego pt. „Między nami”. Krzysztof Nowak jest osobą, której w całości zawdzięczamy fakt, że poezja tego wybitnego polskiego poety została zebrana w całości, spisana z nagrań, uzupełniona i jako kompletna antologia przygotowana do druku. Dziś cichy i skromny wykonawca tej tytanicznej pracy opowiada o swojej pracy i roli, jaką pełni poezja Kaczmarskiego w jego i naszym życiu.
Ila czasu zajęło Panu kompletowanie wierszy Jacka Kaczmarskiego? Na czym polegała główna trudność?
Kiedy kuzynka zadała mi podobne pytanie, odpowiedziałem, że zajęło mi to trzydzieści lat. To oczywiście odpowiedź z przymrużeniem oka, bo przecież nie siedziałem nad książką przez trzydzieści lat non stop. Faktem jest natomiast, że nieprzerwanie od trzydziestu lat kompletuję wiersze Jacka Kaczmarskiego, porównuję maszynopisy, rękopisy, różne wykonania tych samych utworów itd. W pierwszej fazie pracy główna trudność polegała na zgromadzeniu i ogarnięciu całości tekstów rozproszonych oraz na uzupełnianiu wierszy powstających na bieżąco. Następnie sporo wysiłku wymagało wprowadzenie wszystkich tekstów do komputera i nadanie kształtu całości. Na tym etapie pracy wiele elementów konsultowałem z Jackiem Kaczmarskim. To on stworzył szkic tej książki, dokonał wstępnego podziału na rozdziały itd. W ostatnich latach główny nacisk położyłem na pozbywanie się drobnych błędów i literówek w tekście, które wciąż pokutowały. Przy tak ogromnym materiale (660 wierszy) ta wielokrotna korekta, wymagająca biegłej znajomości czasami kilku istniejących wersji tekstu, stanowiła chyba największą trudność.
W zasadzie można powiedzieć, że poświęcił Pan utrwaleniu utworów Kaczmarskiego całe życie. Dlaczego się Pan tego podjął? Czy to był rodzaj fascynacji, której uległo całe pokolenie?
Trzon wielbicieli twórczości Jacka zawsze stanowili i do dziś stanowią młodzi ludzie w wieku 14-30 lat, a więc nie przynależność do tego czy innego pokolenia determinuje fascynację tą twórczością. Wszelkie fascynacje przechodzą lub znacznie słabną wraz z osiągnięciem pewnego wieku (między 30 a 40 lat). Mnie ten dorosły pesymizm nie dopadł – pewnie dlatego, że aż tak mocno zaczarowała mnie twórczość Jacka Kaczmarskiego. Dlaczego podjąłem się pracy nad jego Dziełem? To nie była kwestia decyzji, po prostu zawsze mnie do tego ciągnęło. Przed oddaniem wierszy do Wydawnictwa, w kwietniu, maju i czerwcu tego roku, siedziałem nad tekstem dniami i nocami, po kilkanaście godzin bez przerwy. Nad wierszami i piosenkami Jacka mogę siedzieć dowolnie długo i nigdy mi się to nie nudzi.
Czy można nazwać ten zbiór – zbiorem autoryzowanym przez autora?
Zdecydowanie tak. Jacek uczestniczył w pracy nad pierwszym wydaniem dzieła (1997), zaproponował koncepcję układu całości (kopia sporządzonego przez Jacka szkicu znajduje się w książce wydawnictwa Prószyński i Spółka), z zadowoleniem przyjął również drugie wydanie (2002) – poprawione i rozszerzone. Dodatkowo odbyłem z Nim wiele rozmów na ten temat, a dbałość o uszanowanie intencji Autora to podstawowy postulat, którym kieruję się podczas pracy nad książką.
Jak widzi Pan rolę wierszy Kaczmarskiego kiedyś i dziś? Czy one przetrwają w świadomości Polaków?
Tak, bo największą siłą tych wierszy jest ich uniwersalność. Pewnym paradoksem jest fakt, że swoją popularność Jacek zdobył dzięki piosenkom zaangażowanym politycznie, tymczasem jego geniusz zdecydowanie nie tkwi w „Murach”, „Zbroi” czy „Obławie”, tylko w utworach mało znanych szerszej publiczności, takich jak „Ogłoszenie w Kosmos”, „Zegar”, „Żywioły”, „Sąd nad Goyą”, „Powrót z Syberii”, moja absolutnie ukochana „Przepowiednia Jana Chrzciciela” lub nawet młodzieńcza „Ballada o wesołym miasteczku” tudzież całe programy „Wojna postu z karnawałem”, „Sarmatia” czy „Szukamy stajenki”.
Czym tom „Między nami” powinien stać na półce obok innych poetów, będących głosem pokolenia, takich jak Mickiewicz, Baczyński, Stachura? A może w innym towarzystwie?
Dla mnie Jacek Kaczmarski nie jest ani poetą „ważnym” ani „jednym z najważniejszych poetów XX wieku” (jak się często go określa). Dla mnie jest on największy, najważniejszy i jedyny. Na jego poezji jestem wychowany i ukształtowany. Bez niej nie byłoby i mnie – mówię to bez żadnej przesady i z całą odpowiedzialnością.
Ma Pan swoje ulubione wiersze Kaczmarskiego? Jakie?
Niektóre już wymieniłem powyżej, ale zdecydowanie łatwiej byłoby mi wymienić tych kilka, za którymi specjalnie nie przepadam. Takich szczególnie ulubionych znalazłaby się bowiem ponad setka.