Agnieszka Pietrzyk po raz kolejny stworzyła niebanalną i wciągającą powieść kryminalną. Jej „Czas na miłość, czas na śmierć” to przykład wzorowo poprowadzonej akcji, która do ostatniej strony trzyma w napięciu. O bohaterach tej książki mówi, że od początku nie mieli być dobrzy, ale mieliśmy ich polubić. Jeśli Państwo jeszcze nie czytali jej kryminałów, warto szybko nadrobić ten brak.
Pani książki wyraźnie wskazują, że daleko odpłynęła Pani od „Mórz Juliusza Słowackiego”. Jak to się dzieje, że doktor literaturoznawca ma potrzebę pisania kryminałów? Czy to w ogóle wypada?
W trakcie robienia doktoratu nawet nie myślałam o pisaniu kryminałów. Ważne było dla mnie, aby zajmować się literaturą i po prostu pisać. Sądziłam, że spod mojego pióra będą wyłącznie wychodziły artykuły naukowe, eseje i ewentualnie recenzje. Po obronie doktoratu urwał się jednak mój kontakt z uczelnią, tym samym zajmowanie się literaturą od strony naukowej stało się utrudnione. Wtedy znalazłam w internecie konkurs na opowiadanie. Pomyślałam, czemu nie spróbować swoich sił w tworzeniu prozy. Po napisaniu pierwszych kilku zdań uznałam, że szkoda pomysłu na opowiadanie i postanowiłam napisać powieść grozy. Po ośmiu miesiącach postawiłam kropkę za ostatnim zdaniem i wysłałam książkę do wydawców. Tak zostałam autorką thrillerów i kryminałów. A czy doktorowi literaturoznawstwa wypada pisać kryminały? Na pewno wypada pisać dobre książki.
Kartki Pani książek wypełniają pełnokrwiste postaci. Jak je Pani buduje? Ilu Pani znajomych może się w nich odnaleźć?
Czasami sama się zastanawiam, co pierwsze pojawia się w mojej głowie, bohaterowie czy fabuła? Chyba jednak fabuła, to ona generuje portret psychologiczny postaci. Główna bohaterka mojej ostatniej książki “Czas na miłość, czas na śmierć” jest silną kobietą z kryminalną przeszłością. Jest właśnie taka, bo tego wymagała wymyślona przeze mnie fabuła. Bohaterowie to bardzo ważny element powieści, oni pierwsi trafiają do wyobraźni czytelników, a nawet do ich serc. To bohater jest nośnikiem emocji, a nie fabuła, dlatego trzeba o niego zadbać. Staram się, żeby moi bohaterowie byli niejednoznaczni, a zarazem wyraziści, bo czytelnik musi wiedzieć, z kim ma do czynienia. W powieści „Czas na miłość, czas na śmierć” założyłam, że moi bohaterowie nie będą pozytywnymi postaciami, ale czytelnik będzie ich lubił. Dało mi to spore pole do popisu w kwestii kreowania portretów psychologicznych. Bohaterowie są wyłącznie wytworem mojej wyobraźni, nie mają swoich odpowiedników w realnym życiu. Co najwyżej przenoszę na postaci literackie pewne cechy lub style zachowań, które udało mi się zaobserwować wśród znajomych, ale nigdy nie jest to przeniesienie całej osoby z rzeczywistości do fikcji. Zapewniam, że Aurora Radke nie ma swojego pierwowzoru w świecie realnym. Myślę, że tym zapewnieniem uspokoiłam niejednego czytelnika, który już sięgnął po powieść
„Czas na miłość, czas na śmierć”.
Gdybym miała określić, czym charakteryzują się Pani książki, to jako pierwsza cecha nasuwa mi się brak banału. W najnowszej „Czas na miłość, czas na śmierć” pisze Pani o stereotypach, miłości, igraniu z życiem – te motywy są przez literaturę maglowane we wszystkie strony. A u Pani miłość jest i piękna, i rozsądna jednocześnie, zabijanie nie jest jednoznacznie złe, a romska dziewczyna sama gra stereotypami. Skąd bierze się Pani daleki od przeciętności pogląd na świat?
Każdy temat stanie się banalny, jeżeli zaczniemy go upiększać lub demonizować, czyli pokazywać jednostronnie. Każdy problem nabierze trywialności, jeżeli go uprościmy. Niestety, literatura kryminalna ze względu na swój hedonistyczny charakter często wymaga takich uproszczeń. W kryminałach zło jest złem, morderca musi zostać ukarany. Moje powieści są przede wszystkim rozrywką dla czytelników, dobrze poprowadzona fabuła jest dla mnie priorytetem, ale w miarę możliwości staram się nie upraszczać poruszanego tematu. W mojej ostatniej książce na pierwszy plan wybijają się miłość i zbrodnia, ale ani miłość nie jest taka piękna, ani zbrodnia do końca zła. Kiedyś usłyszałam, że moje kryminały dzieją się na kilku piętrach. Na pierwszym piętrze toczy się intryga kryminalna, na drugim piętrze pojawiają się emocje, motywacje, trzecie piętro to wieloaspektowe pokazanie problemu. Wydaje mi się, że obecność tego trzeciego piętra sprawia, że jestem tak daleka od przeciętności i banału.
Jak jest Pani metoda na kryminał, który trzyma w napięciu?
Już na pierwszych stronach trzeba czytelnika czymś zaintrygować, jakąś tajemnicą albo chociaż samym bohaterem. Potem należy czytelnikowi podsuwać różne informacje, ślady, tropy, które podsycą jego zainteresowanie, sprawią, że zamieni się w śledczego i spróbuje rozwiązać zagadkę. Oczywiście chodzi o to, żeby za szybko jej nie rozwiązał, a raczej żeby nie rozwiązał jej w ogóle, tylko żeby był blisko rozwiązania, a samo zakończenie powinno czytelnika zaskoczyć. Powyższa recepta na stworzenie pełnej napięcia fabuły wydaje się prosta, ale ja bym to ujęła jeszcze prościej. Właściwie chodzi o to, żeby zbyt szybko i zbyt dużo nie zdradzić czytelnikowi.
Mam wrażenie, że Pani kryminały i ten najnowszy, ale też na przykład „Pałac tajemnic” są tak skonstruowane, że stanowią doskonały materiał do sfilmowania. Czy specjalnie tak je Pani pisze?
Nie raz słyszałam, że “Pałac tajemnic” idealnie nadaje się na filmową realizację. Też tak uważam, choć nie pisałem tego kryminału z takim zamiarem. W scenariuszach fabułę się pokazuje, w powieściach się ją opowiada. Ja opowiadam, ale zależy mi też na tym, żeby czytelnik mógł we własnej wyobraźni zobaczyć bohaterów i akcję, stąd niektóre sceny mogą mieć bardzo wizualny charakter,
a tym samym nadawać się na ekran.
Dlaczego kryminały są tak popularne? Czy lubimy czytać o zbrodniach?
Kryminały są chętnie czytane, bo ten rodzaj literatury to tak naprawdę rozbudowana zagadka, a my wszyscy lubimy rozwiązywać zagadki. Człowiek jest istotą ciekawską i wystarczy mu dać dobrze zarysowaną intrygę kryminalną, a będzie czytał, dopóki nie pozna zakończenia. Fakt, że w kryminałach opisana jest zwykle jakaś krwawa zbrodnia, to dodatkowy atut wpływający na ich popularność. Nie jest żadną tajemnicą, że człowieka pasjonuje zło, zwłaszcza takie, któremu można się przyglądać z bezpiecznej odległości. Stąd dawna popularność publicznych egzekucji, a dzisiaj literatury kryminalnej.
Chciałabym odwołać się do Pani wiedzy jako literaturoznawcy i zapytać, jak ocenia Pani poziom wydawanych w Polsce kryminałów oraz dlaczego te ze Skandynawii zyskały w Europie tak wielką popularność? Czy są lepsze niż te polskie? Czy ma Pani swoich mistrzów powieści kryminalnej?
Uwielbiam czytać kryminały, zwłaszcza polskie, bo są bardzo dobre. To nieprawdopodobne, że mamy aż tylu dobrych autorów, a każdy z nich wnosi do tego gatunku coś swojego, coś wyjątkowego. Bardzo doceniam język rodzimych pisarzy, literacki w powieściach Krajewskiego, dosadny w kryminałach Grzegorzewskiej, barwny język Miłoszewskiego, a Wroński to dla mnie mistrz dialogu. Urzeka mnie również przygotowanie merytoryczne polskich autorów, nawet nie sama wiedza, jaką posiedli, ale umiejętność jej wyważonego i sugestywnego przekazania, w myśl zasady, że kryminał to nie podręcznik z zakresu kryminalistyki.
Ponadto polscy pisarze nie tylko potrafią skonstruować ciekawą zagadkę kryminalną, ale także oddać szeroko pojmowaną współczesność, dzisiejsze fobie, poglądy, marzenia, mody. Jeżeli europejscy czy amerykańscy czytelnicy chcieliby poznać współczesną Polskę, to poleciłabym im polskie kryminały, a nie literaturę obyczajową. Dorównujemy skandynawskim autorom, a niektórych z nich przewyższamy. Moim ulubionym pisarzem jest Jo Nesbo. Uwielbiam go za rozmach, mroczną aurę i „skandynawskiego ducha”. Wydaje mi się, że fenomen skandynawskich kryminałów bierze się stąd, że mają one specyficzny klimat wynikający z tamtejszego stylu życia i sposobu myślenia.
Rozmawiała Magdalena Mądrzak