W życiu nie czytałem książki, która byłaby równie soczysta, książki, przy której dosłownie mlaskałem – mimowolnie, ale to tym lepiej świadczy o kunszcie autora. Co szokujące, potrawy i jedzenie wcale nie są tematem głównym tej pozycji. To najnormalniejsza, służąca czystej rozrywce powieść kryminalna.
Tytułowa bohaterka ma 60 lat i postanawia przenieść się z Niemiec na Sycylię, by tam zakończyć swoje życie tak, jak sama ma na to ochotę, czyli pijąc alkohol z widokiem na morze i Etnę. Samotna wdowa, tęga, w monstrualnej czarnej peruce, w dodatku pijaczka, może nie biedna, ale musząca liczyć się z pieniędzmi – cóż to za znakomity temat do społecznego dramatu. Tymczasem autor miał wobec tej bohaterki zupełnie inne plany. Uczynił z niej detektywa amatora, który, zgodnie z konwencją gatunku, wikła się w przeróżne niesłychane, a czasem niebezpieczne afery.
Nie zdradzę wiele, jeśli powiem, że dama ta, mimo że jej plany były znacznie bardziej ponure, okazuje się szalenie żywotna i, choć dręczy ją ciągłe pragnienie, zmusza do żywszego bicia niejedno serce. Im lepiej ją poznajemy, tym bardziej jesteśmy zszokowani. W toku wydarzeń Poldi ociera się, a jakże by inaczej na Sycylii, o włoską mafię, ale czy ktoś, kto ma zamiar i tak się zapić, da się przestraszyć kilku facetom? W życiu.
Ciotka Poldi ma tyle apetytu na życie, że mogłaby nim obdzielić wielu więdnących w kwiecie wieku młodzieniaszków. Polecam ten lekki i zabawny kryminał, z całkiem przyzwoicie utkaną intrygą. Smutasom zastąpi leki poprawiające nastrój, a wszyscy inni powinni czytać o Poldi na Sycylii w mgliste, jesienne dni – będzie jak jeden dzień urlopu na słonecznej plaży.