Pomysł na tę książkę jest naprawdę fascynujący. Otóż zanim zaczęła obowiązywać umowa, gwarantująca ochronę prawną dorobku intelektualnego, jakim jest na przykład napisana książka, pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi trwała regularna wojna o wykradanie rękopisów znanych pisarzy. Bowiem zupełnie bezkarnie można było wydać w USA europejski bestseller, a autor nie dostawał za to ani grosza. Matthew Pearl umiejscowił akcję swej powieści w chwili, gdy już za chwilę ma wejść w życie umowa o ochronie praw autorskich, kładąca kres tej wolnej amerykance. Ponieważ na dobrą sprawę nie wiemy, jak wyglądało wykradanie rękopisów, autor wymyślił specjalizujących się w tym procederze piratów, których nazwał bukinierami. Poznajemy ich w chwili upadku, gdy mają szansę na ostatni skok, akcję życia, która przyniesie im wieczną sławę. Tą szansą jest powieść życia Roberta Louisa Stevensona, którą autor kończy na odległej wyspie Samoa. Dwaj bukinierzy wyruszają tam, by per fas et nefas wykraść rękopis i dostarczyć go do wydawnictwa, zanim nowe prawo wejdzie w życie. Problem leży nie tylko w tym, że obaj są przeciwnikami gotowymi walczyć na śmierć i życie, ale w tym, jak wkraść się w łaski Stevensona, który żyje na swojej plantacji niczym król otoczony dworem, chroniony niczym największa świętość.
Chwała autorowi za to, że styl narracji dostosował do epoki, którą opisuje. Mamy więc fascynującą historię opowiedzianą nowocześnie, ale z dziewiętnastowieczną delikatnością.