Napisanie tej recenzji jest sprawą karkołomną, bo cokolwiek wspomnę o treści, będzie ujawniało istotę problemu poruszanego przez autorkę i pozbawię Państwa suspensu, będącego istotą tej książki.
Mogę tylko przyznać, że nie dziwię się faktowi nagrodzenia tej powieści w licznych konkursach na najważniejsze książki roku. Z pewnością autorce udało się poruszyć problem społeczno-kulturowy, którego nagłośnienie w tej chwili dopiero raczkuje, ustępując takim sprawom jak uznanie praw do zawierania małżeństw osób homoseksualnych oraz walka o aborcję. Na TEN problem i jego głośne pojawienie się w mediach musimy jeszcze poczekać, niemniej z pierwszymi symptomami nowej kampanii społecznej spotkaliśmy się już w Hiszpanii za rządów socjalisty Sancheza.
Jedną z ważnych funkcji literatury jest prezentowanie problemów współczesności, a im bystrzejszy autor, tym szybciej wyczuwa problem, zanim jeszcze zwykli ludzie uświadomią sobie jego istnienie. Z pewnością pani Fowler jest w awangardzie wyczuwania, jednak moim zdaniem nie koncentruje się na wadze poruszanych spraw, ale na ich nośności. Wiadomo wszak, że jeśli idea jest nośna, to i o nagrodę łatwiej. A że umie pisać, wieszczę jej dalsze sukcesy.
A, i niech Państwo nie wierzą w to, co piszą na tyle okładki, że to opowieść o miłości w rodzinie. Wprost przeciwnie, to opowieść o tych, którzy zapomnieli o imperatywie kategorycznym Kanta, by człowieczeństwa swego i innych używać zawsze jako celu nigdy jako środka. Skutki są, rzecz jasna, opłakane.