Historia prawie miłosna, prawie gangsterska, na pewno najbardziej dramatyczna ze wszystkich części. O, jak ja lubię tę historię! Dla mnie to typowa książka na relaks. Umiejętnie napisana, trzymająca w napięciu do ostatniego zdania (chociaż wiemy, że końcówka nas nie zaskoczy), dobrze poprowadzona i zbudowana na ciekawych postaciach. Oczywiście prawa konwencji są takie, że wiele rzeczy jest naiwnych, wiele sytuacji zbyt cukierkowych, ale mnie, antagonistce gatunku ten cykl podoba się ciągle i trafia do mnie z niewiadomych przyczyn.
Grzesiek to kolejna postać w grupie Diabła, której losy śledzimy. Cyngiel mafii, człowiek ściana, wydawałoby się, że żadne głębsze uczucia nim nie powodują, jednak po wyciągnięciu z burdelu jednej z dziewczyn – poza zwyczajnymi problemami dnia codziennego (jak na przykład, którego ukraińskiego bossa topimy dzisiaj w betonie) – dochodzi dylemat związany z tym, że uwolniona zakochuje się w wyzwolicielu. Niby to sztampa, do tego destrukcyjna (przecież psychologia mówi o uczuciu do wyobrażenia, a nie do człowieka, kiedy jedna strona jest po silnej traumie), ale to jest tak napisane, że do obojga czuje się sympatię i wszyscy czekamy na ten wielki wybuch. Bo to, że nastąpi, wiadomo…
Lena z kolei jest ostro skrzywdzoną dziewczyną, która była latami niewolnicą ukraińskiej mafii, a teraz wypuszczona na wolność próbuje odnaleźć się w społeczeństwie, które stara się traktować ją normalnie. Zawiązuje przyjaźnie z kobietami Diabła i Anioła, zaczyna zakochiwać się w Grześku. A co najważniejsze, czuje, że jej los jest w jej rękach, że od niczyich decyzji nie zależy i że może pozwolić sobie na niemyślenie o rzeczach prozaicznych. To właśnie Lena jest prowodyrem tego trudnego (no, może trudniejszego niż zwykle) klimatu w tej konkretnej części, ponieważ jej dramat przekłada się na działania Grześka, a jej postawa ofiary determinuje jego zawziętość.
Ich historia splata się powoli, a z kolei jej finał staje się początkiem kolejnej historii. Były momenty, kiedy jak nie jedno, to drugie mnie wkurzało, oj były… Były takie sceny, że myślałam, że jak ona jeszcze raz przeprosi, że żyje, a on po raz kolejny powie, jakim to jest złym gangsterem, niewartym miłości, to sama ich wystrzelam. Ale o tym szybko się zapomina, kiedy wtopi się w ich relację. Kiedy zdamy sobie sprawę, że nasze monologi wewnętrzne też nie są tylko rozsądne i racjonalne.
Przez powieść prowadzą nas Lena i Grzesiek na przemian – poznajemy różne elementy składanki z ich perspektyw. Język jest bardzo przyjazny, przez książkę właściwie leci się bez opamiętania. Dla wprawionego czytelnika to pozycja na raz. Zakończenie otwiera nam kolejny tom w sposób ewidentny i nie ma nawet krztyny wątpliwości, o czym będzie kolejna część. Dałam się wciągnąć w świat poznańskiego syndykatu już na samym początku i czuję, że mi nie przechodzi. To nadal jest dobrze skonstruowana fabuła i mimo wielu schematów, które rzecz jasna zauważa się gołym okiem (ja na przykład zwróciłam uwagę na wiele przerysowań, które jestem w stanie wybaczyć, bo to trochę prawo beletrystyki), chce się wracać do tych bohaterów, czytać dalej te powieści. Polecam, bo to jest fantastycznie lekkie, idealne na wolny wieczór, angażujące od okładki do okładki. Czekam na czwarty tom 🙂
Wydawnictwo: Słowne
Autorka recenzji: Katarzyna Zoń