Cook specjalizuje się w książkach nazywanych medycznymi thrillerami. Ponieważ to zawodowy lekarz, wie, o czym pisze, stąd duży realizm jego powieści. Ma też niezaprzeczalną smykałkę do opowiadania wciągających historii i dlatego tak przyjemnie się czyta jego prozę.
W „Szarlatanach” młody, niezwykle zdolny rezydent wyjątkowo nowoczesnego szpitala – Noah Rothauser zostaje uwikłany w nieprzyjemną i zagrażającą jego karierze sytuację. Podczas operacji, którą przeprowadza światowej sławy chirurg William Mason, umiera pacjent. Noah wierzy, że śmierci pacjenta winien jest lekarz, który zlekceważył rutynowy zabieg, łamiąc obowiązujące procedury. Mason zaś zrzuca winę na anestezjolożkę. Niebawem Noah przekonuje się, że kolega sławnego chirurga sfałszował zapisy w karcie zmarłego pacjenta. Noah zostaje wciągnięty w dochodzenie do prawdy. Bliżej poznaje oskarżaną w tej sprawie panią anestezjolog, gdy tymczasem dochodzi do kolejnych wypadków.
Książkę warto przeczytać, bo jest wciągająca i sprawnie napisana. Dla mnie, gdy już nasyciłem się dochodzeniem do prawdy o tym, kto zabijał pacjentów, najważniejsze okazało się pytanie, jak powinni być edukowani lekarze. Czy wieloletnie pobieranie ogólnego wykształcenia, znacznie wydłużające proces dochodzenia do etapu samodzielności zawodowej lekarzy, jest potrzebne? W książce pada stwierdzenie z ust jednego z bohaterów, a zapewne jest to głos części młodych lekarzy w Stanach Zjednoczonych, że szkoła średnia – college – jest przyszłym lekarzom do niczego niepotrzebny. Pozyskanie wiedzy ogólnej zajmuje czas, ale nie ma związku z rozwojem zawodowym.
Istotnie w każdej dziedzinie, w medycynie także, następuje coraz ściślejsza specjalizacja, ale mam nadzieję, że nikomu na serio nie przyjdzie do głowy, byśmy nasze życie oddawali w ręce ludzi, którzy nigdy na przykład nie słyszeli ani o Hipokratesie, ani o imperatywie moralnym Kanta.
Robin Cook – Szarlatani
Subscribe
0 komentarzy
Oldest