Pisarz to ma ciężkie życie! Henryk Zamroz wybrał się do Przybagnia, które leży gdzieś niedaleko wschodniej granicy, by w rzadko odwiedzanym pensjonacie spokojnie napisać bestseller, co już dawno mu się nie udało, a tu taka katastrofa. Pojawia się trup, a wraz z nim psuje się pogoda. Psuje się tak, że wyjechać nie można, prądu nie ma, policja na pewno szybko nie dotrze, ale też nie można jej wezwać. Mieszkańcy pensjonatu są przerażeni, bo jedyną logiczną opcją jest stwierdzenie: morderca jest wśród nas. Pisarz, który w swoim dorobku ma kryminały, podejmuje próbę pokierowania amatorskim śledztwem i rozwikłania, kto jest mordercą. Im dłużej zadaje pytania, tym sytuacja gmatwa się coraz bardziej, a gospodarze i goście okazują się zupełnie inni niż można było oczekiwać.
Z początku sądziłem, zwiedziony z horroru wziętym wizerunkiem pensjonatu przedstawionym na okładce, że mam do czynienia z horrorem właśnie, że autor będzie mnie straszył. Las wokół, poza małym gronem ani żywego ducha, szalejąca pogoda, bagna i trup. Tą scenerią autor wywiódł mnie na manowce, bo napisał kryminał o olbrzymim natężeniu emocji. To opowieść o tym, że zło czyha na każdego z nas i każdy może okazać się w jakimś sensie złym człowiekiem. Ważne są wybory, jakich dokonujemy, ale i sytuacje, w jakich się znaleźliśmy.
To wielowątkowa, skomplikowana fabularnie powieść, z rozwiązaniem ukrytym niemalże drobnym drukiem w wypowiedziach bohaterów. Bardzo satysfakcjonująca lektura.